niedziela, 22 sierpnia 2021

PODRÓŻE KOSA I SZCZURKA - SPŁYW TRATWĄ

 

PODRÓŻE KOSA I SZCZURKA

         Spływ tratwą

      Przypomnienie

Szczurek z Kosem, przyjaciele –

mają zawsze przygód wiele.

Już dwa razy opisałem,

ich przygody doskonałe.

 

Raz jeździli ci druhowie,

autobusem po dąbrowie.

Szczurek jednak się rozmarzał,

o podniebnych wciąż wojażach.

Te marzenia są spełnione –

wyruszyli w świat balonem.

 

Prosty środek lokomocji,

niesie jednak moc emocji,

więc przypomnę w jednej strofie,

jak ulegli katastrofie.

 

W Tatrach w czasie wielkiej burzy,

balon spadł u skał podnóży.

W górze widać turnie Mnicha,

lecz z balonu tylko kicha.

Nie ma w nim powietrza wcale –

rozdarł się na ostrej skale.

 

Z kosza wzięli swe zapasy –

dwa woreczki pysznej kaszy;

spakowali wnet plecaki

i hajda, na górskie szlaki!

 

Nad Morskim Okiem

Chłopcy bardzo są wysoko,

z góry widzą Morskie Oko.

Błękit wody aż się mieni –

są jeziorem zachwyceni.

 

Zeszli już na brzeg jeziora,

lecz jest bardzo późna pora;

trzeba znaleźć gdzieś przy brzegu,

dobre miejsce do noclegu.

 

Tu, skąd widać Żabie Szczyty,

stoi szałas znakomity.

Można śpiwór już wyjmować –

tutaj trzeba przenocować.

 

Szczurek leży w swym śpiworze,

ale zasnąć on nie może.

Chłopcy mieli tyle wrażeń,

a co jeszcze czas pokaże?

 

Kos spał w nocy znakomicie,

chłód obudził go o świcie.

Szczurek tak zębami dzwoni,

jakby kulig gnał w sto koni.

- Chyba dzisiaj Kosie miły,

silne mrozy powróciły!

 

- Tutaj Szczurku, pod turniami,

w komitywie maj z mrozami.

- Latem nawet, kiedy lipiec,

słonko może nieźle przypiec;

noce jednak, choć pogodne,

tu bywają bardzo chłodne.

 

Teraz aby stać się krewkim –

gimnastyka dla rozgrzewki.

Nim na górskie ruszą szlaki,

muszą najeść się chłopaki;

a więc zjedzą na śniadanie,

pysznej kaszy garść jaglanej.

 

- Wiesz co Kosie? Kiepsko spałem,

zatem dużo rozmyślałem.

Piękny lot był nasz balonem –

cudnie wioski umajone,

pól kwitnących kratownice,

a zabytków – nie wyliczę.

Miasta polskie też są śliczne,

te szczególnie – historyczne.

A więc taka moja wola:

Nie chcę wracać do Opola…

Chcę pozostać wolnym Szczurkiem,

więc nie tęsknię za podwórkiem,

za piwnicą i śmietnikiem –

pragnę zostać… podróżnikiem!

 

Brawo Szczurku, więc do zimy,

całą Polskę snadź zwiedzimy!

Dziś zwiedzanie zaczynamy –

zapoznamy się z Tatrami.

- Popatrz wokół na te szczyty –

jakie ostre są granity;

tną jak brzytwa sine chmury,

bo potężne są to góry.

- Spójrz, na Żabim właśnie Szczycie,

skaczą sobie trzy kozice!

Tutaj piękno dech zapiera,

więc pójdziemy w góry teraz.

Morskie Oko już żegnamy,

lecz wrócimy tu myślami.

 

Na tatrzańskich szlakach

W dół stąd płynie Potok Rybi,

szlak nie trudny, ani chybi.

Dają przykład nam chłopaki –

na początek – łatwe szlaki.

 

W lewo wąwóz dość głęboki –

to Dolina jest Roztoki.

Tu wodospad ich zachwyca –

Wodogrzmoty Mickiewicza.

 

Szczurek zajął się obiadem,

u stup Turni, tej nad Dziadem.

Gdy opuszczą wnet Roztokę,

tam Granaty są wysokie;

gdzie kres szczytów Wołoszyna,

Pięciu Stawów jest Dolina.

 

Chociaż Szczurka bolą nogi,

nie marudzi podczas drogi.

Zachwycony jest Tatrami –

on jest w Tatrach… zakochany!

 

Przecierają chłopcy szlaki,

spotykają tam świstaki.

Zatem czasem, gdzieś na hali,

z świstakami rozmawiali.

 

Tam poznali też niedźwiedzia.

On o Tatrach opowiedział,

wszystkie baśnie i legendy.

Miłe były to gawędy.

 

Minął tydzień, dwa tygodnie,

nadal w Tatrach jest pogodnie.

Szczurek z Kosem, mają wczasy:

pensjonaty – to szałasy,

a bacówki, to hotele –

jest ich w górach jeszcze wiele.

 

Chłopcy Tatry już zwiedzili,

chyba tutaj wszędzie byli.

Szczurek wszystkim się zachwyca –

to kraina malownicza.

Lecz najbardziej sercu bliska,

jest Dolina Kościeliska.

 

Kos przebywał tu czasami,

za pan brat był więc z Tatrami.

Lecz w przepięknej tej dolinie,

widział pierwszy raz jaskinię.

Jest Jaskinia tutaj Mroźna,

którą zwiedzać wszystkim można.

 

Tu jak duchy drgają cienie,

bo jest niezłe oświetlenie.

Kos się przeląkł swego cienia,

który migał na wapieniach.

 

Nadszedł czerwiec, maj za nami,

czas pożegnać się z Tatrami.

Tu na łączkach słychać kosy –

pora jest na sianokosy.

Wszędzie teraz pachnie sianem,

nawet w samym Zakopanem.

 

W Zakopanem

Z Kościeliska przez Krzeptówki,

poszli chłopcy na Krupówki;

a Krupówki, to ulica –

jako deptak nas zachwyca.

 

Na deptaku w Zakopanem,

spotkać można twarze znane:

z telewizji i z gazety,

z polityki też – niestety.

 

Lecz nie tylko znane twarze,

co też zaraz się okaże;

zresztą – już się okazało,

bo chłopaków, aż zatkało.

 

Na Krupówkach dwie ropuchy,

oblizują swe paluchy –

one w barze sobie siedzą

i oscypki pyszne jedzą.

 

Już plotkują o gaździnie,

która z pysznej bryndzy słynie.

Obgadały wcześniej bacę,

że posiada łysą glacę.

 

- Daj mi Kosie okulary –

chyba widzę dwie plotkary!

 

- Niepotrzebne są patrzałki –

bez nich widać te plotkarki.

Wiejmy Szczurku na Kasprowy –

tam nie znajdą nas te wdowy!

 

- Bliżej jest do Gubałówki –

tam zgubimy nasze wdówki –

Szczurek warknął już ponury.

- Jest kolejka na szczyt góry!

 

Jechać górską tą kolejką,

jest dla wszystkich frajdą wielką.

W Polsce kolej to jedyna,

gdzie wagony ciągnie lina.

 

Teraz z grzbietu Gubałówki,

mają widok na Krupówki.

Ba, na całe Zakopane,

miasto w Polsce dobrze znane.

Gród ten warty jest zwiedzenia,

ale jutro: do widzenia!

 

Szczurek znów jest zachwycony,

całe Tatry - jak na dłoni –

a z Giewontu pełen sławy,

krzyż Ojczyznę błogosławi.

 

Kos jest ptasim filozofem

i wygłosił taką strofę:

- kto raz widział cud natury,

ten powróci znów w te góry…

 

Wzięli w barze lemoniadę

i zaczęli wnet naradę.

- Tatry mamy już zwiedzone,

Zakopane zaliczone.

- Teraz tylko to się liczy,

by dojechać do stolicy.

- Wymyśl Szczurku coś łaskawy,

jak dojechać do Warszawy!

 

- Popłyniemy Kosie tratwą,

tratwę zrobić – bardzo łatwo.

Chociaż Kosie jesteś ptakiem,

możesz zostać też flisakiem!

 

- Ja znam Szczurku geografię,

nawigować też potrafię.

Jako flisak – bądź bosmanem,

kapitanem – ja zostanę.

Na najprostszej nawet łodzi,

kto ma wiedzę – ten dowodzi!

- Jutro ciężki dzień przed nami,

więc pójdziemy spać „z kurami…”

 

Spływ Dunajcem

Gdy zbudzili się nad ranem,

przy Harendzie, gdzieś na sianie,

to od razu ci chłopacy,

żwawo wzięli się do pracy.

 

A Harenda się zalicza,

do budynków Kasprowicza;

jego willa, mauzoleum,

wszystko razem – to muzeum.

 

Płynie potok pod Harendą –

tam budować tratwę będę.

Zakopianka – tym potokiem –

idzie praca raźnym tokiem.

 

Tu na brzegu, dziesięć bali,

mocnym sznurem powiązali.

W poprzek bali na pokładzie,

listeweczki Szczurek kładzie

i przybija gwoździkami,

by połączyć je z balami.

Jeszcze szałas, w nim dwie koje,

do kambuzu są podwoje,

ster i koło ratunkowe –

no i wszystko jest gotowe.

 

Kos na koje wrzucił siano,

po czym tratwę zwodowano.

Tratwę porwał nurt wnet żwawo –

ale fajnie, ale klawo!

W Suchem łączą się potoki,

stąd Dunajec już szeroki.

 

- Spływ Dunajcem mamy, stary,

przez Poronin i Szaflary.

Nim się szczurku obejrzymy,

cudne będą już Pieniny!

 

Zaczynają się przeszkody,

bo kamienie sterczą z wody.

Widać pierwszą już kaskadę,

lecz z nią dali sobie radę.

Wszędzie głazy, lecz z tej racji,

nie przerwali nawigacji;

choć w Dunajcu jest bezpiecznie,

dla nich bardzo niebezpiecznie.

 

Groźna rzeka – to są fakty –

tu co chwila katarakty.

Chłopcy całkiem przemoczeni –

kos przy sterze się nie leni.

Obaj czujni, z bosakami,

unikają kraks z głazami.

 

Nowy Targ już widać z dala –

to stolica jest Podhala.

Stąd Dunajec płynie cały,

bo się łączy Czarny z Białym;

jak w Beskidzie – z dwóch źródełek –

jest początek dwóch Wisełek.

Czarna Wisła łączy z Białą

i jest dalej Wisłą – całą.

 

Tu już głębiej, mniejsze głazy –

jakież piękne krajobrazy!

Z prawej słońcem zalewana,

jest Tatr całych panorama.

Z lewej zaś są niższe wzgórza,

bo u Gorców są podnóża.

 

Chłopcy bardzo są zmęczeni,

żaden dzisiaj się nie leni.

Przepłynęli już Podhale,

teraz spiscy są górale

i na Spiszu wzdłuż tej rzeczki,

wypasają swe owieczki.

 

Nieco wyżej od Falsztyna,

górski zalew się zaczyna,

a poniżej, jest tu nowa –

wielka tama betonowa.

 

-Tutaj Szczurku, pod Czorsztynem,

wnet do brzegu gdzieś zawinę.

Ja na ląd już szybko frunę,

a ty Szczurku rzuć mi cumę!

Wyżej zamku są ruiny,

które jeszcze dziś zwiedzimy.

 

Upiorna noc na zamku w Czorsztynie

Przypłynęli do Czorsztyna,

lecz już późna jest godzina.

Szczurek dość ma dziś żeglugi,

bo dzień ciężki był i długi.

Choć na nóżkach już się słania,

jest gotowy do zwiedzania.

 

- Zamek znany jest kolego,

z buntu Kostki Napierskiego!

Kos wyczytał z przewodnika

o występkach buntownika,

który został wnet pojmany

i przykładnie ukarany.

 

Stroma góra jest zamkowa,

ale za to widokowa.

Słońce jest już nad Orawą,

jeszcze świeci łuną krwawą.

 

Ten przepiękny zachód słońca,

kos oglądałby bez końca.

Tam wśród skał i szczytów Pienin,

kolor lila aż się mieni.

Cudny widok okolicy,

Szczurka bardzo też zachwycił.

 

- Jutro Szczurku wczesną porą,

przepłyniemy to jezioro,

bo na szczycie wielkiej skały –

jest zamkowy kompleks cały.

Jutro zatem też zwiedzimy,

najpiękniejsze z gór – Pieniny!

- Mamy Kosie swe śpiwory,

a do tratwy kawał spory.

Będzie ciepła noc czerwcowa –

może by tu przenocować?

 

- Ależ Szczurku, Biała Dama –

wszystkim tutaj dobrze znana,

jako straszna bardzo zjawa,

każdej nocy się pojawia!

Powiem więcej: Mało tego –

jest duch Kostki Napierskiego.

Kat mu zadał srogie męki –

teraz straszy, z tej udręki…

 

- Co ten Kos mi tu nie powie –

tu są zjawy jak w Ojcowie,

gdzie nie były jakieś duchy,

ale znane nam ropuchy!

- Nie ma duchów, mój ty Kosie,

a jak są, to mam je w nosie!

 

Chłopcy śpią jak dwa kamienie,

działa na nich tak zmęczenie.

Niebo pięknie rozgwieżdżone

i przez księżyc rozświetlone.

 

Wtem dźwięk jakiś budzi śpiochów,

brzęk się rozległ jakby z lochów.

Z głębokiego gdzieś podziemia,

słychać straszne zawodzenia.

 

Na zamkowym jeszcze murze,

w białym płaszczu i kapturze,

o północy ktoś się snuje

i cichutko pojękuje.

 

- Słyszysz Szczurku, coś się dzieje,

a od lochów chłodem wieje…

 

- Śpijże Kosie, wszak od rana,

mamy tyle do zwiedzania!

 

- Oj, tym razem to są duchy,

a nie jakieś tam ropuchy,

bo ropuchy, te nam znane –

przebywają w Zakopanem!

 

- Zasnąć Kosie bądź łaskawy,

bo tu nie ma żadnej zjawy.

Dla turystów to reklama,

a nie żadna biała dama!

 

Wtem, zastygli przerażani –

stoi upiór nie z tej ziemi.

Jest w łachmany okutany,

głośno brzęczy kajdanami.

Tors – to szkielet - całkiem goły,

puste ma też oczodoły.

Zapadnięte jego lica,

jeszcze bledsze od księżyca.

Chce coś mówić ta potwora,

ale nie ma on jęzora;

rzęzi tylko, choć płuc nie ma –

Szczurek struchlał z przerażenia.

 

Kos zobaczył też upiora

i wnet chodu, ze śpiwora.

Szczurek za nim pełen trwogi –

chce na tratwę, a więc - w nogi!

 

Kos jest ptakiem, świetnie lata,

lecz szczur pobił rekord świata;

tak na tratwę rejterował,

że się pierwszy na niej schował.

Teraz siedzi, drży w szałasie,

wierzy w duchy po niewczasie.

 

W Pieninach

Śpią chłopaki, skrzypi tratwa,

noc nie była dla nich łatwa.

Choć noc była jak w horrorze,

rankiem w dobrym są humorze.

 

Zawsze serce się raduje,

gdy pogoda dopisuje,

wokół piękna okolica,

a w pobliżu jest Niedzica.

Jest tam zamek murowany,

idealnie zachowany.

Obiekt to nie byle jaki –

właśnie płyną tam chłopaki.

 

Zamkiem pięknym, w tej Niedzicy,

Kos od razu się zachwycił

i pofrunął aż pod chmury,

by obejrzeć wszystko z góry.

 

Tu potężne stoją wieże,

a na murach krenależe;

wszystko kosa to zachwyca –

zamek nie był do zdobycia.

 

Szczurek za to, pod murami,

wszczął rozmowę wnet z wróblami.

Wszędobylskie są to ptaki,

znają zamek więc chłopaki.

 

Ćwierka jeden przez drugiego:

- ja opowiem ci kolego!

Wyćwierkały niemal wszystko –

jakbyś zwiedził sam zamczysko.

 

Szczurek ma u wróbli względy,

poznał wszystkie wnet legendy.

Przy wróbelkach kos ląduje

i uważnie przysłuchuje.

 

Wróble teraz z wielkim taktem,

podzieliły się więc faktem,

że ten zamek, dwór rycerski –

nie był polski, lecz węgierski!

 

Miło było, czas ucieka,

na flisaków tratwa czeka;

a Dunajec – rzeka długa-

długa będzie więc żegluga.

 

Tu Dunajec aż się pieni,

płynąc wartko wśród wapieni.

Żeglowanie nie jest łatwe,

rzeka spławia szybko tratwę.

 

W dunajeckim tym przełomie,

aż Szczurkowi serce płonie.

Kos też całkiem się rozmarzył,

podziwiając czar pejzaży.

 

Tu Dunajec bardzo kręty,

wśród skał ostre ma zakręty.

Panorama znowu nowa –

oto Góra Macelowa.

 

Szczurek znowu zachwycony –

właśnie widzi Trzy Korony.

Dalej szczyt jest Sokolnicy,

skąd dwa kroki do Szczawnicy.

To wspaniałe uzdrowisko,

jest od rzeki bardzo blisko.

 

Tu powiedzieć dzieciom muszę,

że niektórzy kuracjusze,

stojąc sobie nad brzegami,

są zdumieni flisakami.

Kos przy sterze, szczur z bosakiem –

każdy świetnym jest flisakiem.

 

Szczurek z Kosem, płynąc tratwą,

nawigują bardzo łatwo.

Snadź nabrali już rutyny –

podziwiają ich dziewczyny.

 

W Nowym Sączu nie bez racji,

narobili moc sensacji.

Psa widziano raz w kajaku,

lecz na tratwie dwóch zwierzaków?

Psiak był wraz ze swoim panem –

zwierz na tratwie - niesłychane!

Przybiegł burmistrz, burmistrzowa,

szewc i strażak, grabarzowa,

trzy dewotki spod kościoła,

a plotkarka kumy woła.

 

Dobry kontakt z mieszkańcami –

są witani oklaskami.

Słychać z brzegu wciąż wiwaty,

a na tratwę lecą kwiaty.

 

Teraz już są hen za nimi –

najpiękniejsze z gór – Pieniny.

A na koniec wam dopowiem:

nocleg będzie dziś w Rożnowie.

 

Pieśniarz i poeta

Chłopcy rankiem, po noclegu,

odbijają już od brzegu.

Kilka chwilek, są już w Czchowie,

a w południe pod Tarnowem.

 

W mieście – rzec tu o tym muszę –

stary rynek jest z ratuszem,

zabytkowe kamieniczki,

piękny kościół też gotycki.

 

Gdy nurt znosi ich z Podgórza,

to gwałtowna przyszła burza.

Tratwą w rzece wręcz miotało

i jak z cebra wtedy lało.

Wicher łamał stare drzewa,

wielka była też ulewa.

 

Niebo ciągle zamazane,

niemożliwe więc zwiedzanie.

Niż już deszczu nie poskąpi,

naszły chłody, z nieba siąpi.

 

Żeglowanie zatem tratwą,

nie jest teraz sprawą łatwą.

Kos już całkiem przemoczony,

ma dziś wygląd zmokłej wrony,

a że jest on kapitanem,

przerwać musi żeglowanie.

 

Choć Dunajcem, bystra rzeką,

jest do Wisły nie daleko,

to dziś szybko zmrok zapada,

bo pochmurno i deszcz pada.

 

Deszcz przysporzył ambarasu,

weszli zatem do szałasu,

gdzie na kojach i na sianie,

znakomite mają spanie.

 

Rano leje, znów szarugi,

oj, nie będzie dziś żeglugi.

Kos w kambuzie coś marudzi,

bo zwyczajnie mu się nudzi.

Z nudów zatem często ziewał,

wreszcie piosnkę tę zaśpiewał:

 

Jest taki kraj

Jest taki kraj kwitnących pól,

płaczących wierzb, złocistych zbóż.

To słynny kraj z dziejowych burz,

gdzie zbożny lud – to ziemi sól.

 

Jest taki kraj bocianich gniazd,

milionów serc, gdzie mieszka Bóg,

gdzie stoi krzyż na skraju dróg,

gdzie milion lśni szczęśliwych gwiazd.

 

Jest taki kraj, zielony kraj,

gdzie stąpa łoś, gdzie mieszka żubr,

żeremia ma na rzekach bóbr,

gdzie księżyc lśni w słowiczy maj.

 

Jest taki kraj uroczych wsi.

Ja kocham go i chcę tu być,

a w kraju tym, tak chce się żyć!

- Migrować chcesz… I nie żal ci?

 

Jest taki kraj deszczowych dni.

I choć ja ptak, zwyczajny kos,

to z krajem tym związałem los.

Jest taki kraj…

 

- Brawo! Wielkie Kosie brawa,

bo ta piosnka całkiem klawa!

- Jeśli mam powiedzieć szczerze –

zaangażuj się w operze!

 

Chociaż wszystkie niemal kosy

operowe mają głosy,

to tak dzieje się w naturze,

że szczur mocny jest w lekturze.

Łyka książki i gazety –

najpierw gryzie je - niestety.

 

Lecz nasz Szczurek już dowodzi,

że poezję piękną płodzi,

bo on gorszy być nie może.

- Zaraz Kosie wiersz ułożę!

- Nawet bajkę mam w zamyśle –

zobaczymy – co wymyślę?!

 

I już pisze w swym zeszycie,

a rymuje – znakomicie.

Szczurek bardzo jest przejęty –

ot, jak rodzą się talenty!

 

Szczurek pisał do wieczora,

wyszła bajka całkiem spora.

Ma poeta już fabułę,

długo myśli nad tytułem.

I wymyślił, choć już ziewa:

„O czym w lesie szumią drzewa?”

 

Szczurek jest już na Parnasie

i choć ciemno jest w szałasie,

swoją bajką się podnieca.

Zapłonęła wreszcie świeca.

- To recytuj Szczurku miły,

co twe myśli napłodziły!

 

Szczurek dając dwa ukłony,

zaczął czytać wnet natchniony:

 

„Kiedyś siedząc na polanie,

upajałem się słuchaniem.

W lesie kuka gdzieś kukułka,

a nad kwiatkiem bzyczy pszczółka.

Świerszczyk w trawie wdzięcznie cyka,

słychać cichy szmer strumyka.

 

Muszka brzęczy z komarami,

a bąk buczy nad wrzosami.

Słucham zatem jak ptak śpiewa,

o czym wreszcie szumią drzewa.

 

A najbliżej szumi sosna:

- Jestem smukła i wyniosła.

Chciała rosnąć bym bez końca,

by się znaleźć bliżej słońca.

Każdy mną się wnet zachwyci,

gdy poczuje woń żywicy!

 

Na to odparł modrzew z szumem:

- Je też pachnieć pięknie umiem.

Gdy zbudują ze mnie chatę,

to upajam aromatem…

 

Szumią jodły gałęziami:

- Wszystkie pszczoły zapraszamy!

- Pszczółkom przecież nie zawadzi,

zebrać z igieł trochę spadzi;

bo najbardziej przecież zdrowy,

jest zielony miód spadziowy!

 

- Ach, to prawda, to jest racja –

rozszumiała się akacja.

Kiedy kwitnę, kwiaty białe –

wypełnione są nektarem.

Również pyszny jest i zdrowy,

miód słodziutki, akacjowy!

 

Dzięcioł leczy konar buka,

w chore miejsca żwawo stuka.

Tam korników wyszukuje,

za co drzewo mu dziękuje.

Sławi szumem buk dokoła,

pożyteczny trud dzięcioła.

 

Dąb, co trzysta lat już rośnie,

też rozszumiał się radośnie:

- Jestem królem polskich drzew

i uwielbiam ptasi śpiew.

Jest potężna ma korona,

żołędziami ozdobiona;

w niej gościnna gałąź każda,

więc tu ptaki wiją gniazda.

A na koniec sam zaśpiewam:

- niech nam żyją wszystkie drzewa!

 

Czy wy kiedyś słuchaliście,

o czym w lesie szumią liście?

Aby szum ten móc zrozumieć,

to las kochać trzeba umieć.

Próżno tu nadstawiać ucha –

słyszy ten, kto sercem słucha!

Brawo Szczurku, wielkie brawa –

ta bajeczka jest ciekawa!

- Skąd ty czerpiesz taką wenę,

czyli twórcze masz natchnienie?

Widać deszcz nam dzisiaj sprzyja,

twórczy zapał się rozwija.

A gdy dzień nastanie z deszczem,

coś stworzymy jutro jeszcze.

Ja piosenki, ty wierszyki –

będą słuchać basałyki.

 

Do Sandomierza

W nocy wreszcie lać przestało

i nad ranem przejaśniało.

Dzionek będzie rześki, długi,

zatem raźno do żeglugi!

 

Zaraz miasto Żabno miną,

wnet na Wisłę tratwą wpłyną.

 

Na leniwej Wisły toni,

dni mijają w monotonii;

gdzie przyjazne widać brzegi –

tam spokojne są noclegi.

Tu spokojna jest żegluga,

lecz przed nimi droga długa.

Teraz tylko to się liczy –

trzeba dotrzeć do stolicy!

 

Jest po drodze gród rycerski –

to Baranów Sandomierski.

A w nim zamek – „Wawel mały” –

jak magnaci go nazwali,

bo krużganki, których wiele –

porównuje się z Wawelem.

 

Blisko chłopcy cumowali,

po czym zamek podziwiali:

Cztery baszty i attyki,

w środku meble i antyki.

Wszystkich mebli zakamarki

i Muzeum Polskiej Siarki.

 

Ten kto nie wie, niech się dowie,

siarkę kopie się w Machowie.

Jest stąd blisko do Machowa,

gdzie kopalnia odkrywkowa.

 

Jutro będą w Tarnobrzegu

i przybiją gdzieś do brzegu.

Chcą zobaczyć tam koparkę,

która czerpie z ziemi siarkę.

 

Wypłynęli dziś nad ranem,

więc już widzą panoramę

przepięknego Sandomierza,

dokąd tratwa teraz zmierza.

 

Płynąc z wolna z Wisły biegiem,

pod wysokim staną brzegiem.

Stare Miasto wyżej błoni,

z rzeki widać jak na dłoni.

 

Lśnią barwami kamieniczki

i wysokie trzy wieżyczki.

Katedralna sygnaturka,

zadziwiła pięknem Szczurka.

Jest wysoka pod niebiosa,

więc zachwyca również Kosa.

Chłopcy zgodne mają zdanie –

dzień przeznaczą na zwiedzanie.

 

Dużo jest tu do zwiedzania:

Opatowska najpierw Brama.

Od niej właśnie obustronnie

ciągną mury się obronne.

Obok klasztor całkiem spory,

a w zasadzie dwa klasztory.

Dopowiedzieć jeszcze muszę –

piękny rynek jest z ratuszem.

Ratusz ten jest bardzo stary,

a na wieży – dwa zegary.

Wokół stare kamieniczki,

w tym siedziba Oleśnickich.

Pod Ciżemką kamienica,

do piękniejszych się zalicza.

Dom Długosza też jest Jana,

a to postać dobrze znana.

 

( Piszę czasem rzeczy trudne,

a co trudne bywa nudne;

lecz tak piszę zuchy mali,

byście wiedzę zdobywali.

Jeśli czegoś więc nie wiecie,

poszukajcie w internecie.

Jeszcze lepiej czytać księgi –

wiedza kluczem do potęgi.

A kto ksiąg nie czyta wcale,

kpem zostanie i cymbałem!)

 

Szczurek z Kosem też czytają,

przewodniki z sobą mają;

obaj garną się do wiedzy,

bo to mądrzy są koledzy.

 

Sandomierski stary rynek.

Przydałby się odpoczynek.

Siedli chłopcy wraz przy stole

pod czerwonym parasolem,

bo powiedzieć wam tu muszę,

że jest bistro pod ratuszem.

 

Na powietrzu w cieniu klonu,

można podjeść tak jak w domu.

Zatem chłopcy jak należy,

zjedli kaszę z swych talerzy,

a na deser pod drzewami,

delektują się lodami.

 

Zegar wybił już szesnastą,

czas opuścić Stare Miasto,

ale Kos, gdy obiad spożył,

to go mocny sen wnet zmorzył.

 

Szczurek nie chce budzić druha,

lecz rozgląda się i słucha.

Tu turystów słychać gwar –

podziwiają rynku czar.

 

Podczas gdy Kos sobie chrapie,

obok piesek kitę drapie.

Czasem gryzie ją zębami –

chyba walczy pies z pchełkami!

 

Teraz Szczurek w oka mgnieniu,

uległ wenie lub olśnieniu.

Poszedł z Kosem na wycieczkę,

a napisał tę bajeczkę:

 

PCHŁA  TURYSTKA

W Sandomierzu pchła mieszkała.

Kiedyś sobie pomyślała,

że jej wcale nie zaszkodzi,

gdy odwiedzi ciotkę w Łodzi.

Więc kupiła na pchlim targu,

dla cioteczki kilka skarbów;

bo pchle wcale nie wypada,

bez prezentów wizyt składać.

 

Pchły, choć skaczą znakomicie,

wolą jeździć na psiej kicie.

Tak normalnie, w miejskiej opcji-

pies jest środkiem lokomocji.

 

Podróż w mieście, to zabawa,

lecz do Łodzi- trudna sprawa.

Można jechać z przesiadkami.

Lecz co zrobić z tobołkami?

 

Pomyślała mimochodem,

że pojedzie samochodem.

Wiec wślizgnęła się ukradkiem,

przez otwarte drzwi przypadkiem.

 

Na swej siadła walizeczce,

z tyłu auta na półeczce.

Piękny widok ma przez szybę-

chyba nikt tu jej nie zdybie!

Nie wiedziała, że kierowca,

będzie jechał do Szydłowca.

Dalej podróż do Wrocławia,

do Krakowa, Jarosławia.

 

Moim zdaniem bez potrzeby,

pojechała też do Łeby.

Miło w morzu jest się chłodzić,

lecz pchła jechać chce do Łodzi…

 

Potem była w Krotoszynie,

Nowym Targu i Lublinie.

By się dalej nie rozwodzić-

wszędzie była, lecz nie... w Łodzi!

 

Pchła się bardzo denerwuje:

-co kierowca ten planuje?

To normalne że zamierza,

wrócić znów do…Sandomierza!

 

Pchła bez żalu też wróciła-

za swym miastem się stęskniła.

Teraz mówi do sąsiadek:

-Kraj zwiedziłam bez przesiadek!

Dla was tylko psie ogony,

mnie coś w Polskę znowu goni…

 

-Na mnie pora, czas nadchodzi-

ruszam znów do miasta Łodzi.

Żegnam wszystkich pięknym gestem.

Pchłą turystką przecież jestem!

 

Przygoda z groźnym szczupakiem

Kos ze Szczurkiem  - to artyści

i szczególni też turyści.

Podróżnicy z nich morowi,

do podróży wciąż gotowi.

 

Spali nocą znakomicie,

by w rejs ruszyć znów o świcie.

Z Sandomierza, spływ spod mostu

jest w kierunku Zawichostu.

 

To miasteczko niegdyś znane,

dziś jest prawie zapomniane.

Gród był tutaj kasztelański,

został klasztor franciszkański.

 

Stąd już Wisła wolniej płynie,

w malowniczej swej dolinie.

Lśnią nadbrzeżne żółte piachy,

wyłaniają rzeczne łachy.

 

Wisła jakby tu się leni,

brzegi kipią od zieleni.

Wzdłuż całego rzeki biegu,

wierzby płaczą na jej brzegu;

a nad każdym jej zakolem,

wdzięcznie szumią nam topole.

 

Wisła pięknie meandruje,

woń wikliny wciąż się czuje,

a gdy łąki są koszone,

to są wtedy pyszne wonie.

Czuć jest wokół zapach siana –

oto Wisła ukochana!

 

Trwa cudowna wręcz pogoda,

co dzień jakaś jest przygoda.

Kiedyś zegar kieszonkowy,

do odmętów wpadł Kosowi.

Szczurek za nim w mig dał nurka –

(to nie trudne jest dla Szczurka).

Sprawił radość więc Kosowi,

bo czasomierz mu wyłowił.

 

Szczurek bardzo lubi wodę,

kiedyś taką miał przygodę:

Pływa w Wiśle i nurkuje,

coś w pobliżu fale pruje.

Szczurek myśli – kłoda chyba,

a to była…  wielka ryba.

Wita rybkę, zagaduje,

lecz ten olbrzym – atakuje!

 

Szczupak groźny w Szczurka wlepił

parę swoich zimnych ślepi,

a z wielkiego jego pyska,

szczerzą ostre się zębiska.

Zląkł się Szczurek wnet niewąsko –

nie chce zostać wszak przekąską!

 

Szczupak myśli, że go złapie

i co chwila paszczą kłapie.

Szczurek jednak prawie z pyska

szczupakowi z trwogą pryska.

Machał szybko tak łapkami,

jak koliber skrzydełkami;

zatem z duszą na ramieniu,

przebył głębię w oka mgnieniu.

 

Szczurka strach, ma wielkie oczy,

więc na tratwę z głębi wskoczył,

a Kos palnął w łeb szczupaka

grubym trzonkiem od bosaka.

 

Szczupak długo nie darował,

nawet tratwę atakował.

Lecz od czego są bosaki?

Zwyciężyli więc chłopaki.

 

Przyszedł jednak kres i pora,

na groźnego wód potwora.

Zbój przynętą przywabiony,

został wędką wyłowiony.

 

Stąd więc morał płynie taki:

Choć drapieżne są szczupaki,

to czasami tak się zdarza –

są zdobyczą dla wędkarza.

Połów trafi wnet do żony,

szczupak będzie usmażony.

Może także o tym wiecie –

bywa pyszny… w galarecie.

- Kto stosuje zło, agresję,

ten popada sam w opresję!

 

Z Kazimierza Dolnego do Warszawy

Dni mijają coraz wolniej,

tratwa płynie też mozolnie.

Z żaglem będzie chłopcom łatwiej –

wznieśli zatem maszt na tratwie.

 

Żagiel nadął się z ręcznika,

tratwa żwawiej w dal pomyka.

Coraz szybciej teraz zmierza,

do Dolnego Kazimierza.

Gród ten bardzo urokliwy,

wzniósł Kazimierz Sprawiedliwy.

 

Rankiem Szczurek stał pod masztem

i na wzgórzu ujrzał basztę,

a na stromym Wisły brzegu,

stare spichrze są w szeregu.

W spichrzach były góry zboża,

stąd spławiano je do morza,

bo na wschód jest Lubelszczyzna –

„polski spichlerz” – ziemia żyzna.

Tutaj oprócz upraw wielu,

są plantacje ziół i chmielu.

 

- To Kazimierz – krzyczy Szczurek,

więc na cumę dawaj sznurek!

Jest tu przystań dla wodniaków,

przyjmie tratwę też chłopaków.

 

Kwadrans później, Kos ze Szczurem,

na Zamkową pną się Górę.

 

Frunie Kos na baszty szczyty,

skąd jest widok znakomity.

Choć niewielka to wygoda,

Szczurek drapie się po schodach.

Ma w nagrodę on uznanie

i przepiękną panoramę.

 

Oto Wisła – rzek królowa,

bliżej miejska zabudowa:

W centrum rynek. Przed oczami –

kamieniczki z podcieniami.

W środku rynku – studnia stara

i turystów co niemiara.

Bo to perła wśród miasteczek,

zatem dużo tu wycieczek.

 

Rynek, spichrze, wiele domów –

pamiętają Jagiellonów.

A i stare, w świetnym stanie,

są kościoły zachowane.

 

Z baszty chłopcy, na szczyt góry,

weszli zwiedzić zamku mury.

Choć ten zamek zrujnowany,

jeszcze kiedyś przed wiekami,

to za czasów swej świetności,

znamienitych ludzi gościł.

Tu bywali wielmożowie –

i książęta i królowie.

 

Jest Kazimierz, wiedzieć trzeba,

z wspaniałego znany chleba.

Są też pyszne rogaliki

i chrupiące koguciki,

więc z przyjezdnych każdy marzy,

by tak świetnych mieć piekarzy.

 

Chłopcy zjedli na ławeczce

po przepysznej wręcz bułeczce.

Kupią chlebek, pszenne placki –

pełne będą ich plecaczki.

 

Trzeba myśleć o zapasach,

bo przed nimi długa trasa.

Pragną szybko zakotwiczyć,

przy bulwarze gdzieś w stolicy.

Będzie fajnie i ciekawie,

bo tak zwykle jest w Warszawie.

 

Kos i Szczurek – dwaj śmiałkowie –

o przygodach ich opowiem.

Nim dopłyną do Bałtyku,

przygód będzie tych bez liku.

 

Już ciąg dalszy w książce snuję,

bo mi wena dopisuje;

więc w księgarniach trzeba pytać,

bo tę książkę mus przeczytać!

 

 Cezary Piotr Tarkowski

PCHŁA TURYSTKA

    PCHŁA  TURYSTKA   W Sandomierzu pchła mieszkała. Kiedyś sobie pomyślała, że jej wcale nie zaszkodzi, gdy odwiedzi ciotkę w Ł...