środa, 30 września 2020

DOBRA KSIĄŻKA


DOBRA  KSIĄŻKA

         Co to jest dobra książka? No właśnie! Dla jednych będzie to kryminał, dla innych romansidło, dla jeszcze innych każda reklamowana przez żydomedia szmira, w której autor fałszuje historię i pluje Polakom w twarz, wyrażając bezgraniczną nienawiść do wszystkiego co polskie.
          Kiedyś zostałem wprowadzony w osłupienie. Ponieważ bardzo interesuje mnie literatura dziecięca, w centrum Warszawy wszedłem do największej księgarni w Polsce. W okresie międzywojnia, był tu dom towarowy braci Jabłkowskich. Za żydokomuny upaństwowiony, a teraz jak wszystko, należy do braci jarmułkowych.
         Przeglądając szmirę dla dzieci, chcąc znaleźć jakąś ciekawą książkę, na parterze żydowskiego molochu, zrobił się tumult. Nie wiadomo skąd, w ciągu kilku minut ustawiła się kolejka do jednego ze stoisk. Dosłownie jak za żydokomuny, kiedy mieli do sklepu rzucić szynkę. Kiedy kolejka składająca się z właścicieli nochali podobnych do diabelskiego organu płciowego i ślepi wielkości judaszowych srebrników była już ustawiona, polski robotnik przywiózł na specjalnym wózku kilkaset tomów. Przedstawiciele rasy „wyższej” (zapewne od glisty ludzkiej), rzucili się do kupna dzieła, jakby było ze złota i kosztowało „za darmo”. Całą imprezę filmowano, a ja obserwowałem z góry niezwykłe zajście z rozdziawioną gębą, bo niektórzy kupowali wiele egzemplarzy bestseleru. W pewnym momencie gały wyszły mi z orbit . Otóż kupcy, a jakże, wraz z doskonałymi zakupami nie udawali się do wyjścia, a do kantoru, gdzie zostawiali przed chwilą zakupione diabelskie wersety i wracali z powrotem, aby zakupić następne egzemplarze. I oto dokonał się cud. Białogłowy, które przyszły zakupić dzieciom genderowską szmirę, rzuciły wszystko i pobiegły zakupić bestseler. W tym czasie robotnik ułożył książki z kantora i przywiózł na wózku z powrotem do stoiska, gdzie już kupowali arcydzieło sami Polacy i szczęśliwi ze zdobyczy udawali się do wyjścia.
       Tak się dyma naród głupców. Teraz każdy się zastanawia, cóż to była za książka. Otóż ten prawdziwy bestseler, dzieło niezwykle polakożercze nosiło tytuł „Pokłosie” i stanowiło wypociny wybitnego arcykłamcy  Grossa. No cóż, osobnikom polakopodobnym podobają się takie książki. Oni to właśnie na takich ekskrementach uczą się historii Polski.
         Są jednak Polacy, którzy preferują inne książki. Książki pisane przez naszych Rodaków ukazujących prawdę historyczną. Tu nieświadomych pragnę oświecić, że takie książki pisze się z narażeniem na wyrzucenie poza nawias społeczeństwa,  a ich autorzy są poddani terrorowi ekonomicznemu i stałym szykanom.
          Zacznę tu od pana Henryka Pająka, który należy do prekursorów otwierania polskim durniom oczu. Niestety, do takich durniów dwadzieścia kilka lat temu należałem również ja. Pan Henryk w swoich książkach czasem się „myli”, z czego żydzi od razu robią wielki raban. Bo przecież Chazarzy wiedzą lepiej i mają monopol na historię, która w ich wydaniu jest gatunkiem literackim zbliżonym do baśni, w której oni stanowią nację zawsze  szlachetną i poszkodowaną, a wszyscy inni są podli i okrutni.  A prawda jest taka, że człowiek może napisać 100 książek zawierających prawdę idealną, a w 101 pomyli się w kilku słowach i już zrobią z niego kłamcę! Ale tu chciałbym powiedzieć, że tylko durnie i tchórze są nieomylni. Dlaczego? Bo nie robią nic w wielkiej sprawie polskiej. Ja też nie uważam się za mędrca i z wielką przyjemnością czytam innych autorów, od których się uczę. Uczę się, ponieważ nikt z nas nie ma pełnej wiedzy historycznej. Nie jesteśmy profesorami, tym bardziej profesorami historii. I może lepiej, bo to „profesorzy” tworzą historyczne bajki. Wielu z nas nie studiowało tej zakłamanej nauki, bo na tym wydziale słuchaczami byli i są przede wszystkim Chazarzy, aby później sfałszowaną historię jeszcze bardziej fałszować. Niektórzy z autorów w ogóle nie studiowali, a piszą świetne książki. Należał do nich Albin Siwak. I znowu wrzask –  aj, waj - to komuch! A może i komuch, ale Polak, wielki Patriota i Katolik. Nie taki katolik ja Macierewicz, Suchocka (siostra orszulanka, bo „przyjaciółka” biskupa Orszulika), czy Hajka Gronkowiec. Aj, waj – jacy to żarliwi katolicy są! Wszyscy razem z Orszulikiem, to katolicy wyznania talmudycznego!
        Na Siwaka tylko można naszczekać, że komuch. Chciałbym, aby przy władzy dziś byli tacy „komuchy”. Bo gdyby tak było, to każdy Polak dostałby mieszkanie jak dostawało się za żydokomuny. Ówczesna żydowska władza, (drugi garnitur na rozkaz Bermana), też kradła. Ale pan Siwak mimo to załatwił biednym warszawiakom setki mieszkań. Pokażcie mi dziś w Warszawie osaczonej przez żChazarów choć jednego biednego człowieka, który dostał mieszkanie! Który cokolwiek od wszechwładnych Chazarów dostał!
         Nie będę się tu bardzo rozpisywał o książkach pana Albina. Powiem tylko, że z każdej książki tego „komucha” czerpię ogrom wiedzy. Wiedziałem na przykład, że Michał Boni, to parszywy Chazar. Nie miałem jednak pojęcia, jakim mordercą był jego tatuś. Nie wiedziałem, że tate, jako wysoki funkcjonariusz żydowskiego UB, w prywatnym więzieniu Bermana pod Otwockiem, jako wspólnik Bermana, zarazem stryja Marka Borowskiego, trzymali młode i ładne dziewczęta „podejrzane” o przynależność do AK, które systematycznie gwałcili. Żadna nie wyszła stamtąd żywa. Kilkaset dziewcząt zostało zamordowanych w bestialski sposób. W jaki? No , jak już dziewczyna oprawcom się znudziła, to żydzisko nakładało na plugawy paluch  naparstek z przylutowanym szpikulcem. Wciskał jej to narzędzie do pochwy i rozdzierał od wewnątrz. Dziewczyna oddawała Bogu ducha w straszliwych męczarniach albo z wykrwawienia, albo na skutek zakażenia.
          A skąd Siwak o tym wiedział? Wiedział od już św. pamięci mamusi Michała Boniego, pani Kwiatkowskiej. To są sprawy udokumentowane, ale jako pierwszy opisał je Siwak. Tutaj pragnę zapytać -  czy to komuch, czy bohater? Gdyby nie Siwak, Pająk, czy jeszcze kilka osób w Polsce, to byście czytali tylko Grossa i innych polakożerców. Więc drodzy krytykanci, nikt Wam takich książek czytać nie każe, tym bardziej, że są one drogie i rozprowadzane niemal w warunkach konspiracyjnych. Są drogie, ponieważ są niskie nakłady. A niskie nakłady, bo dobrą książkę jest trudno sprzedać. I tu dochodzimy do tragicznych wniosków. Bo dlaczego polakożercy nie martwią się o dystrybucję książek?
           Polakożercy mają załatwione wszystko. Załatwione wydawnictwo, które zapłaci wysokie honorarium, za które można spokojnie żyć kilka lat na wysokim poziomie, gwarantujące rozgłos i reklamę, oraz wysoką dotację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Piękna nazwa tego ministerstwa, nie jest tylko powiedziane o dziedzictwo jakiego narodu chodzi.
            My Polacy nie mamy nic. Książki musimy wydawać sami, a takich treści nie przyjmie w okupowanej Polsce żadna księgarnia. Ja, korzystając swego czasu z pewnego portalu, który jak się okazało nie jest do końca polski, ponieważ publikowane są tam kłamliwe treści pewnego żyda, wymierzone przeciwko Bractwu Św. Piusa X i ogólnie przeciw wszystkim chrześcijanom. Portal ten, najpopularniejszy w Polsce, pod przykrywką działalności antysyjonistycznej wprowadza również fałszywe teksty na temat prawosławia, Rosji, Putina i inne ważne dla pozyskania mięsa armatniego z Polaków, oraz w innych syjonistycznych działaniach.                                                                                                                     
      Tam walczyłem z diabelską ideologią gender i usiłuję robić to nadal. Wspólnie, przy ogromnej pomocy Czytelników, wydaliśmy  pierwszą książeczkę dla dzieci, wspaniale zilustrowaną i napisaną. Niestety, muszę sam siebie chwalić, bo nikt inny, oprócz moich Czytelników tego nie zrobi. Dlaczego? Dlatego, że żaden Polak, nie może być lepszy od stalinowca i żyda Brzechwy, czyli Lesmana!
         Później, znowu przy pomocy Czytelników udało się wydać 2 część bajek obcych ideologii gender. Pragnę powiedzieć, że ta druga książeczka jest piękniejsza od pierwszej. Zawiera więcej treści patriotycznych. Jest na wskroś polska, a każda bajka kończy się pouczającym morałem.
        Biorąc pod uwagę fakt, że mam jeszcze kilkadziesiąt bajek do wydania, i jak widzą Państwo na moim blogu, wciąż powstają nowe, przeto poszukuję ludzi dobrej woli, by pomogli mi wydać następne książki. Przede wszystkim, pragnę znaleźć choć jedno uczciwe polskie wydawnictwo, które chce zarobić pieniądze. Do 2008 r. kilka oficyn wydało ok. 30 książek i wszystkie zostały sprzedane. Niektóre były wielokrotnie wznawiane, często robiono dodruki, niektóre doczekały dodatkowych wydań w innej formie graficznej i objętości.
        W Polsce jest ponad 10 000 wydawnictw. Znajdzie się chociaż jedno, które zechce wydać bajki uczące zasad moralnych wypracowanych przez kilkaset pokoleń naszych szlachetnych przodków?  Nie, nie znajdzie się, ponieważ wydawnictwa znajdujące się jeszcze w polskich rękach nie mają pieniędzy, nie mają dotacji, są niszczone ekonomicznie. Po prostu są skazane przez okupanta na śmierć. Mnie jeszcze udało się wydać piękną książkę pt. „Wigilijna noc radosna” gdzie opisałem wierszem całą problematykę bożonarodzeniową i naszą świętą, przepiękną tradycję wigilijną. Wydałem też książkę wspomnieniową pt. „Bywało gorzej, bywało śmieszniej”. Mogłem opublikować te 2 książki, ponieważ wziąłem wieloletni kredyt, którego wysokie raty mam spłacać do 75 roku życia. I na tym koniec. Prawie 70 bajek nigdy nie ukaże się drukiem. Nigdy też nie będzie opublikowana książka satyryczna, zawierająca kilkadziesiąt ponadczasowych tekstów z krórych naprawdę można się pośmiać, zawierających prawdziwy humor, znaczne odbiegający od głupich, nic nie wnoszących, ponurych skeczów prezentowanych przez kabarety. To koniec ku uciesze Chazarów, lewaków, propagatorów satanistycznych ideologii sprzecznych z naszą religią, moralnością, tradycją i kulturą tworzoną przez setki pokoleń Polaków. Umiera dobra literatura, a wraz z nią Polska i jej kultura.

Dyżurny Psychiatra Kraju,
Cezary Piotr Tarkowski

LIS I CHŁOP


   LIS  I  CHŁOP

Rzadko już się lisom zdarza,
wywieść w pole gospodarza.
Jednak pewien lis Barnaba,
raz do chłopa tak powiada:
- Twoje kury, zacny chłopie,
miast w kurniku – żyją w szopie.
Tu rolniczej brak kultury,
by nie miały domu kury!
(Na ambicję najpierw wchodzi,
by zachłanność w chłopie zrodzić).

- Dziś się zatem podejmuję,
że w lot kurnik wybuduję.
A materiał mam z rozbiórki,
niepotrzebnej już komórki.
Znawcą jam architektury,
więc szczęśliwe będą kury!

Tu chłop połknął już przynętę,
lecz powiększa lis zachętę:
- Wcale nie chcę ja zapłaty,
tylko wpuść mnie do swej chaty,
daj mi nocleg, miskę strawy –
jeśli będziesz tak łaskawy…

Zarażony chłop bakcylem
jest chciwości, w jedną chwilę.
Chłopu chciwie błyszczą oczy,
bo lis całkiem go zaskoczył.
- Tak, kurnika jest potrzeba,
a ten głupiec spadł mi z nieba!

Na ofertę warto przystać –
trzeba lisa wykorzystać.
Krótko trwały pertraktacje.
Chłop lisowi dał kolację,
a już z rana od śniadania,
trwała praca budowlana.

Już wyrosły cztery ściany,
z gładkich belek ociosanych;
w mig podłoga tam powstała,
sień, dwa okna i powała.
Lis pracuje na budowie –
jako cieśla, co się zowie!

W środku gniazda są dla niosek
i karmidła dla kokoszek.
A te grzędy – cóż za grzędy –
jest ich tutaj…cztery rzędy!

Teraz kurnik ten pomieści
samych niosek, ze czterdzieści.
Kurcząt może być bez liku,
a kwok dziesięć w tym kurniku.
Już zagląda jedna kwoka,
a chłop chodzi, a chłop cmoka.
Nawet kogut we wsi znany –
na cześć lisa piał peany.

Tak od wieków już się działo,
że chciwcowi – zawsze mało:
- Lis pracuje ta z mozołem,
może wzniesie mi stodołę!

Barnaś warknął coś z przekąsem,
i uśmiecha się pod wąsem,
bo wynosi teraz z sieni
mnóstwo wiader pełnych ziemi.
- Będziesz miał stodołę chłopie –
najpierw tunel tu wykopię…

Podkop w ziemi Barnaś ryje
i się wcale z tym nie kryje.
Chłop choć patrzy, oczy wlepia,
(a go chciwość tak zaślepia),
to nie widzi, że Barnaba,
będzie wkrótce…go okradał.

A jak było nie widziałem.
Bajkę skończy lis morałem:
- Mam już tunel, więc przemykam
po jajeczka do kurnika.
Tym podkopem też wynoszę
i kurczęta i kokosze.

- Co się tyczy zaś morału,
korzyść wielką mam z cymbałów. 
Oszust działa bez litości,
lecz żeruje na chciwości!

Cezary Piotr Tarkowski

sobota, 19 września 2020

ROZMOWA GRZYBÓW


  ROZMOWA GRZYBÓW

Na jesieni, w październiku,
był raz wysyp borowików.
Popadały ciepłe deszcze,
obrodziły wtedy jeszcze:
Żółte kurki, gąski siwe,
muchomory urodziwe.

Smaczne rosły też maślaki,
kanie, rydze i koźlaki.
Pełno było też podgrzybków,
oraz wiele innych grzybków.

Lekki wietrzyk mgły rozwiewa,
cichuteńko szumią drzewa.
Czasem słychać głos ptaszyny –
czy to wszystko, co słyszymy?

Gdy nadstawić lepiej ucha,
można jeszcze tu posłuchać
(i  to wcale nie na niby)
o czym szepcą leśne grzyby.
Rozpoczęły dziś sitaki:
- jest w pobliżu grzybek jakiś?

- Ano jasne! Nie widzicie,
bo przeszkadza wam podszycie.
Bo ja jestem wielka kania,
nic mi grzybów nie zasłania!
Jest nas pełno tej jesieni –
od kolorów, aż się mieni:
Są tu żółte i zielone,
są brunatne i czerwone.
Nawet w kropki ku ozdobie,
co te grzybki chwalą sobie.
- Ja zaś jestem cała biała
i z patelni – doskonała!

Koźlarz stał przy krzywej sośnie.
- Ale dobrze mi się rośnie!
Gdyby spadły ciepłe deszcze,
to bym urósł więcej jeszcze.
Każdy szuka więc koźlarzy,
gdy się pyszna zupka marzy.

A spod pniaka, głosik cienki:
- Tu rośniemy! To opieńki.
- Choć jesteśmy bardzo małe,
jednak w occie – doskonałe!

- Lecz my lepsze, w marynacie –
jeśli kurek wy nie znacie.
My smaczniejsze, niż ogórki –
każdy smakosz woli kurki!

- Pewnie smakosz byle jaki –
odezwały się maślaki.
Właśnie my – marynowane,
też jesteśmy dobrze znane.
O maślakach to wiadome,
że najlepsze… są duszone!

Odezwały się też gąski:
- jest ktoś lepszy, na przekąski?

- Jakże wszyscy się chwalicie –
czy prawdziwka nie widzicie?
Jestem ważnym borowikiem,
wszystkich grzybów naczelnikiem.
Ze mnie wszystko doskonałe,
a pierogi? Wręcz wspaniałe!
Jestem pyszny do bigosu
i do różnych świetnych sosów.
Jest też dobrze mnie ususzyć –
susz najlepszy z kapeluszy.
A gdy jestem ususzony,
to jest każdy zachwycony;
bo też daję wokół światu,
moc pięknego aromatu.
Jestem grzybem nad grzybami
i przez wszystkich dobrze znany.
O prawdziwku każdy marzy.
Jestem cenny dla grzybiarzy!

Rydz rozepchnął zżółkłe liście
i się skłonił zamaszyście.
- Jestem grzybem jak należy!
To mnie cenią koneserzy.
Każdy z was jest napuszony,
a najlepszy kto smażony?
Bo też państwo mi pozwolą –
jeść mnie można z samą solą.

W trawie dostrzegł wnet szatana.
- Jestem rydzem. Witam pana.
- Niech pan powie mi łaskawie –
w jakiej smaczny pan potrawie?

- Trudno jest mi odpowiedzieć,
bo nie każdy musi wiedzieć.
Ja normalnie, hm… smakuję,
ale wie pan? Bardzo truję…

Wtem się wtrącił tu podgrzybek.
- Całkiem ładny z niego grzybek.
I choć wygląd miewa pański,
to borowik zeń – szatański.
Można wziąć go za prawdziwka –
taka z niego jest fałszywka.
Chodzą o nim opowieści,
aż się w głowie nie chce zmieścić.
Teraz powiem, z czego słynie,
grzyb ten szatan, w całej gminie:

„Pewien grzybiarz, za namową,
chciał nim otruć swą teściową.
Bo teściowa, to zakała –
chłopu życie uprzykrzała.
Poszedł grzybiarz, kiedyś z rana,
dorodnego ściął szatana.
Naciął też dla niepoznaki,
koszyk grzybów różnorakich.
Lecz teściowa podstęp czuje –
długo grzyby więc gotuje.
Siedem razy odcedzała,
aż truciznę wypłukała.
I przy stole zięcia sadza.

- Ależ tobie dziś dogadzam!
Zjedz te grzybki zięciu miły,
mnie by one zaszkodziły.
Na lekarskiej jestem diecie,
daruj starszej więc kobiecie.
Smaczne grzybki, ze śmietaną –
zobacz jaką jestem mamą!

Grzybiarz pobladł wnet jak ściana.
- Ja… te grzybki? Może z rana.

Wtedy wdowa sama siadła
i te grzyby wszystkie zjadła.
A gdy zięć okazał radość,
to się krzywdzie stało zadość.
Ta teściowa – wiem to z plotki,
połamała kij od szczotki.
Tak tym kijem zięcia zlała,
aż mu pupa posiniała.
Taki finał był tej sprawy:
dla ofiary – los łaskawy!”

- To jest bujda, proszę pana!
Nikt nie może zjeść szatana.
Niech pan zawsze ma na względzie,
że się toksyn nie pozbędzie.
Nie pomoże gotowanie,
wielokrotne odcedzanie.
Pewnie prawda jest tu taka:
Grzybiarz przyniósł goryczaka.
Do podgrzybka jest podobny,
lecz do trucia? Wręcz zawodny.
Bo jak nazwa tu wskazuje,
on jest gorzki, lecz nie truje!
Nie oskarżać proszę zięcia,
o tak niecne przedsięwzięcia.
Ma z teściową życie gorzkie,
chciał jej zrobić gorzko troszkę…

- Co innego muchomory!
My zdobimy wszystkie bory.
Nikt nas wcale też nie musi
marynować, smażyć, dusić.
Do jedzenia są warzywa –
nas jak kwiaty się podziwia!

Fakt to jest już wszak bezsprzeczny –
każdy grzyb jest pożyteczny.
Lecz nas ludzie nie szanują
i złośliwie rozdeptują.
Więc prosimy was z ukłonem:
- weźcie dzieci nas w obronę!


Cezary Piotr Tarkowski

PCHŁA TURYSTKA

    PCHŁA  TURYSTKA   W Sandomierzu pchła mieszkała. Kiedyś sobie pomyślała, że jej wcale nie zaszkodzi, gdy odwiedzi ciotkę w Ł...