ROZMOWA GRZYBÓW
Na jesieni, w październiku,
był raz wysyp borowików.
Popadały ciepłe deszcze,
obrodziły wtedy jeszcze:
Żółte kurki, gąski siwe,
muchomory urodziwe.
Smaczne rosły też maślaki,
kanie, rydze i koźlaki.
Pełno było też podgrzybków,
oraz wiele innych grzybków.
Lekki wietrzyk mgły rozwiewa,
cichuteńko szumią drzewa.
Czasem słychać głos ptaszyny –
czy to wszystko, co słyszymy?
Gdy nadstawić lepiej ucha,
można jeszcze tu posłuchać
(i to wcale nie na niby)
o czym szepcą leśne grzyby.
Rozpoczęły dziś sitaki:
- jest w pobliżu grzybek jakiś?
- Ano jasne! Nie widzicie,
bo przeszkadza wam podszycie.
Bo ja jestem wielka kania,
nic mi grzybów nie zasłania!
Jest nas pełno tej jesieni –
od kolorów, aż się mieni:
Są tu żółte i zielone,
są brunatne i czerwone.
Nawet w kropki ku ozdobie,
co te grzybki chwalą sobie.
- Ja zaś jestem cała biała
i z patelni – doskonała!
Koźlarz stał przy krzywej sośnie.
- Ale dobrze mi się rośnie!
Gdyby spadły ciepłe deszcze,
to bym urósł więcej jeszcze.
Każdy szuka więc koźlarzy,
gdy się pyszna zupka marzy.
A spod pniaka, głosik cienki:
- Tu rośniemy! To opieńki.
- Choć jesteśmy bardzo małe,
jednak w occie – doskonałe!
- Lecz my lepsze, w marynacie –
jeśli kurek wy nie znacie.
My smaczniejsze, niż ogórki –
każdy smakosz woli kurki!
- Pewnie smakosz byle jaki –
odezwały się maślaki.
Właśnie my – marynowane,
też jesteśmy dobrze znane.
O maślakach to wiadome,
że najlepsze… są duszone!
Odezwały się też gąski:
- jest ktoś lepszy, na przekąski?
- Jakże wszyscy się chwalicie –
czy prawdziwka nie widzicie?
Jestem ważnym borowikiem,
wszystkich grzybów naczelnikiem.
Ze mnie wszystko doskonałe,
a pierogi? Wręcz wspaniałe!
Jestem pyszny do bigosu
i do różnych świetnych sosów.
Jest też dobrze mnie ususzyć –
susz najlepszy z kapeluszy.
A gdy jestem ususzony,
to jest każdy zachwycony;
bo też daję wokół światu,
moc pięknego aromatu.
Jestem grzybem nad grzybami
i przez wszystkich dobrze znany.
O prawdziwku każdy marzy.
Jestem cenny dla grzybiarzy!
Rydz rozepchnął zżółkłe liście
i się skłonił zamaszyście.
- Jestem grzybem jak należy!
To mnie cenią koneserzy.
Każdy z was jest napuszony,
a najlepszy kto smażony?
Bo też państwo mi pozwolą –
jeść mnie można z samą solą.
W trawie dostrzegł wnet szatana.
- Jestem rydzem. Witam pana.
- Niech pan powie mi łaskawie –
w jakiej smaczny pan potrawie?
- Trudno jest mi odpowiedzieć,
bo nie każdy musi wiedzieć.
Ja normalnie, hm… smakuję,
ale wie pan? Bardzo truję…
Wtem się wtrącił tu podgrzybek.
- Całkiem ładny z niego grzybek.
I choć wygląd miewa pański,
to borowik zeń – szatański.
Można wziąć go za prawdziwka –
taka z niego jest fałszywka.
Chodzą o nim opowieści,
aż się w głowie nie chce zmieścić.
Teraz powiem, z czego słynie,
grzyb ten szatan, w całej gminie:
„Pewien grzybiarz, za namową,
chciał nim otruć swą teściową.
Bo teściowa, to zakała –
chłopu życie uprzykrzała.
Poszedł grzybiarz, kiedyś z rana,
dorodnego ściął szatana.
Naciął też dla niepoznaki,
koszyk grzybów różnorakich.
Lecz teściowa podstęp czuje –
długo grzyby więc gotuje.
Siedem razy odcedzała,
aż truciznę wypłukała.
I przy stole zięcia sadza.
- Ależ tobie dziś dogadzam!
Zjedz te grzybki zięciu miły,
mnie by one zaszkodziły.
Na lekarskiej jestem diecie,
daruj starszej więc kobiecie.
Smaczne grzybki, ze śmietaną –
zobacz jaką jestem mamą!
Grzybiarz pobladł wnet jak ściana.
- Ja… te grzybki? Może z rana.
Wtedy wdowa sama siadła
i te grzyby wszystkie zjadła.
A gdy zięć okazał radość,
to się krzywdzie stało zadość.
Ta teściowa – wiem to z plotki,
połamała kij od szczotki.
Tak tym kijem zięcia zlała,
aż mu pupa posiniała.
Taki finał był tej sprawy:
dla ofiary – los łaskawy!”
- To jest bujda, proszę pana!
Nikt nie może zjeść szatana.
Niech pan zawsze ma na względzie,
że się toksyn nie pozbędzie.
Nie pomoże gotowanie,
wielokrotne odcedzanie.
Pewnie prawda jest tu taka:
Grzybiarz przyniósł goryczaka.
Do podgrzybka jest podobny,
lecz do trucia? Wręcz zawodny.
Bo jak nazwa tu wskazuje,
on jest gorzki, lecz nie truje!
Nie oskarżać proszę zięcia,
o tak niecne przedsięwzięcia.
Ma z teściową życie gorzkie,
chciał jej zrobić gorzko troszkę…
- Co innego muchomory!
My zdobimy wszystkie bory.
Nikt nas wcale też nie musi
marynować, smażyć, dusić.
Do jedzenia są warzywa –
nas jak kwiaty się podziwia!
Fakt to jest już wszak bezsprzeczny –
każdy grzyb jest pożyteczny.
Lecz nas ludzie nie szanują
i złośliwie rozdeptują.
Więc prosimy was z ukłonem:
- weźcie dzieci nas w obronę!
Cezary Piotr Tarkowski