czwartek, 13 października 2022

NA DZIEŃ NAUCZYCIELA

 

 

NA  DZIEŃ  NAUCZYCIELA

 

- Nasi mili pedagodzy!

Zawsze nam jesteście drodzy.

Waszą pracę doceniamy,

choć jesteśmy urwisami.

 

Trudna jest matematyka,

czasem polski i fizyka.

Łatwe wszystko – wiemy sami,

gdy na lekcjach…uważamy!

 

Lecz jak pisać tu w kajecie,

gdy tak pięknie jest na świecie?

Jak odejmę, lub coś dodam,

gdy za oknem jest pogoda?

Wtedy nawet klasa cała,

o niebieskich śni migdałach!

 

Choć wam z nerwów twarze bledną,

to kochani – wiemy jedno:

Wszyscy tu nauczyciele,

to są nasi przyjaciele!

 

A więc szczęścia i radości,

w ciężkiej pracy pomyślności,

dzisiaj w Dzień Nauczyciela –

urwis życzyć się ośmiela!

- Choć jesteście czasem srodzy –

niech nam żyją pedagodzy!

 

Cezary Piotr Tarkowski

 

 

KWIATY NA DZIEŃ NAUCZYCIELA

 

KWIATY  NA  DZIEŃ  NAUCZYCIELA

Czternastego października,

(z kalendarza tak wynika)

każdy ładnie się ubiera,

bo jest Dzień Nauczyciela.

Stasio modnie się wystroił,

choć się zwykle mydła boi.

Dziś wymyty jest dokładnie

i wygląda bardzo ładnie.

 

Nawet Franek całkiem chętnie,

dziś ubiera się odświętnie.

Zawsze włosy rozczochrane,

już są pięknie uczesane.

Będzie w szkole z kwiatuszkami,

życzył szczęścia swojej pani.

 

Janek z Piotrkiem – dwaj gagatki,

dzisiaj w święto niosą kwiatki.

W klasie tylko dokazują,

często również wagarują.

 

Jak to bywa z urwisami,

nie chcą zająć się lekcjami.

Postępują nieroztropnie,

mają zatem kiepskie stopnie.

 

Jaś dokucza ciągle Hani,

bo ją straszy pająkami.

Piotr niedobry jest dla Kseni –

mysz jej włożył…do kieszeni!

 

W głowach tylko figle, psoty –

takie oto z nich huncwoty.

Wszyscy więc nauczyciele,

mają zmartwień z nimi wiele.

 

Zamiast kwiatków zdałoby się –

szybka zmianę przyrzec dzisiaj!

Może chłopcy ci się zmienią,

bo ze wstydu się rumienią.

 

Lizus Henio kupił kwiatki,

a pieniądze wziął od matki.

Oto storczyk i gerbery –

ale czy to gest jest szczery?

 

Zosia w klasie, to prymuska –

nie da pani dziś kwiatuszka.

Gdyby miała choć złotówkę…

Lecz ma Zosia mądrą główkę –

pani wierszyk powiedziała,

który sama napisała.

Piękny wiersz o szkole, klasie,

teraz bardzo był na czasie.

Pani bardzo się wzruszyła

i aż łezkę uroniła.

Jak widzicie miłe dzieci –

„nie to złoto, co się świeci!”

 

Dobry nastrój się udziela,

w piękny Dzień Nauczyciela.

Jednak mam tu dla Was radę,

aby przyjąć tę zasadę:

Cieszy się obdarowany,

kiedy kwiatek z serca dany.

W tym przypadku większą sztuką,

jest wykazać się nauka!

Cezary Piotr Tarkowski

 

 

poniedziałek, 3 października 2022

ROZMOWA GRZYBÓW

 

  ROZMOWA GRZYBÓW

 

Na jesieni, w październiku,

był raz wysyp borowików.

Popadały ciepłe deszcze,

obrodziły wtedy jeszcze:

Żółte kurki, gąski siwe,

muchomory urodziwe.

 

Smaczne rosły też maślaki,

kanie, rydze i koźlaki.

Pełno było też podgrzybków,

oraz wiele innych grzybków.

 

Lekki wietrzyk mgły rozwiewa,

cichuteńko szumią drzewa.

Czasem słychać głos ptaszyny –

czy to wszystko, co słyszymy?

 

Gdy nadstawić lepiej ucha,

można jeszcze tu posłuchać

(i  to wcale nie na niby)

o czym szepcą leśne grzyby.

Rozpoczęły dziś sitaki:

- jest w pobliżu grzybek jakiś?

 

- Ano jasne! Nie widzicie,

bo przeszkadza wam podszycie.

Bo ja jestem wielka kania,

nic mi grzybów nie zasłania!

Jest nas pełno tej jesieni –

od kolorów, aż się mieni:

Są tu żółte i zielone,

są brunatne i czerwone.

Nawet w kropki ku ozdobie,

co te grzybki chwalą sobie.

- Ja zaś jestem cała biała

i z patelni – doskonała!

 

Koźlarz stał przy krzywej sośnie.

- Ale dobrze mi się rośnie!

Gdyby spadły ciepłe deszcze,

to bym urósł więcej jeszcze.

Każdy szuka więc koźlarzy,

gdy się pyszna zupka marzy.

 

A spod pniaka, głosik cienki:

- Tu rośniemy! To opieńki.

- Choć jesteśmy bardzo małe,

jednak w occie – doskonałe!

 

- Lecz my lepsze, w marynacie –

jeśli kurek wy nie znacie.

My smaczniejsze, niż ogórki –

każdy smakosz woli kurki!

 

- Pewnie smakosz byle jaki –

odezwały się maślaki.

Właśnie my – marynowane,

też jesteśmy dobrze znane.

O maślakach to wiadome,

że najlepsze… są duszone!

 

Odezwały się też gąski:

- jest ktoś lepszy, na przekąski?

 

- Jakże wszyscy się chwalicie –

czy prawdziwka nie widzicie?

Jestem ważnym borowikiem,

wszystkich grzybów naczelnikiem.

Ze mnie wszystko doskonałe,

a pierogi? Wręcz wspaniałe!

Jestem pyszny do bigosu

i do różnych świetnych sosów.

Jest też dobrze mnie ususzyć –

susz najlepszy z kapeluszy.

A gdy jestem ususzony,

to jest każdy zachwycony;

bo też daję wokół światu,

moc pięknego aromatu.

Jestem grzybem nad grzybami

i przez wszystkich dobrze znany.

O prawdziwku każdy marzy.

Jestem cenny dla grzybiarzy!

 

Rydz rozepchnął zżółkłe liście

i się skłonił zamaszyście.

- Jestem grzybem jak należy!

To mnie cenią koneserzy.

Każdy z was jest napuszony,

a najlepszy kto smażony?

Bo też państwo mi pozwolą –

jeść mnie można z samą solą.

 

W trawie dostrzegł wnet szatana.

- Jestem rydzem. Witam pana.

- Niech pan powie mi łaskawie –

w jakiej smaczny pan potrawie?

 

- Trudno jest mi odpowiedzieć,

bo nie każdy musi wiedzieć.

Ja normalnie, hm… smakuję,

ale wie pan? Bardzo truję…

 

Wtem się wtrącił tu podgrzybek.

- Całkiem ładny z niego grzybek.

I choć wygląd miewa pański,

to borowik zeń – szatański.

Można wziąć go za prawdziwka –

taka z niego jest fałszywka.

Chodzą o nim opowieści,

aż się w głowie nie chce zmieścić.

Teraz powiem, z czego słynie,

grzyb ten szatan, w całej gminie:

 

„Pewien grzybiarz, za namową,

chciał nim otruć swą teściową.

Bo teściowa, to zakała –

chłopu życie uprzykrzała.

Poszedł grzybiarz, kiedyś z rana,

dorodnego ściął szatana.

Naciął też dla niepoznaki,

koszyk grzybów różnorakich.

Lecz teściowa podstęp czuje –

długo grzyby więc gotuje.

Siedem razy odcedzała,

aż truciznę wypłukała.

I przy stole zięcia sadza.

 

- Ależ tobie dziś dogadzam!

Zjedz te grzybki zięciu miły,

mnie by one zaszkodziły.

Na lekarskiej jestem diecie,

daruj starszej więc kobiecie.

Smaczne grzybki, ze śmietaną –

zobacz jaką jestem mamą!

 

Grzybiarz pobladł wnet jak ściana.

- Ja… te grzybki? Może z rana.

 

Wtedy wdowa sama siadła

i te grzyby wszystkie zjadła.

A gdy zięć okazał radość,

to się krzywdzie stało zadość.

Ta teściowa – wiem to z plotki,

połamała kij od szczotki.

Tak tym kijem zięcia zlała,

aż mu pupa posiniała.

Taki finał był tej sprawy:

dla ofiary – los łaskawy!”

 

- To jest bujda, proszę pana!

Nikt nie może zjeść szatana.

Niech pan zawsze ma na względzie,

że się toksyn nie pozbędzie.

Nie pomoże gotowanie,

wielokrotne odcedzanie.

Pewnie prawda jest tu taka:

Grzybiarz przyniósł goryczaka.

Do podgrzybka jest podobny,

lecz do trucia? Wręcz zawodny.

Bo jak nazwa tu wskazuje,

on jest gorzki, lecz nie truje!

Nie oskarżać proszę zięcia,

o tak niecne przedsięwzięcia.

Ma z teściową życie gorzkie,

chciał jej zrobić gorzko troszkę…

 

- Co innego muchomory!

My zdobimy wszystkie bory.

Nikt nas wcale też nie musi

marynować, smażyć, dusić.

Do jedzenia są warzywa –

nas jak kwiaty się podziwia!

 

Fakt to jest już wszak bezsprzeczny –

każdy grzyb jest pożyteczny.

Lecz nas ludzie nie szanują

i złośliwie rozdeptują.

Więc prosimy was z ukłonem:

- weźcie dzieci nas w obronę!

 

 

Cezary Piotr Tarkowski

PCHŁA TURYSTKA

    PCHŁA  TURYSTKA   W Sandomierzu pchła mieszkała. Kiedyś sobie pomyślała, że jej wcale nie zaszkodzi, gdy odwiedzi ciotkę w Ł...