poniedziałek, 13 września 2021

CESARZ I GORZAŁA

 

 CESARZ  I  GORZAŁA

Chodzi cesarz, Leon Bosy

i wyrywa z głowy włosy,

bo poddani w jego państwie

pogrążyli się…w pijaństwie.

 

Chleją wszyscy: królewięta,

baronowie i książęta.

I sędziowie, kasztelani

w czasie pracy są zalani;

żacy, hetman, ministrowie –

myśląc że się nikt nie dowie.

Damy dworu (nawet starsze)

i księżniczki są pod rauszem.

Nawet sama cesarzowa,

w biustonoszu ćwiartkę chowa;

zaś marszałek zacny dworu –

pije co dzień dla humoru…

To szlachetnie urodzeni –

każdy z nich koniaczek ceni.

 

Podlejszego stanu ludzie,

smutki co dzień topią w wódzie.

Zatem byli prezydenci –

ich gorzała zawsze nęci.

Stolzman, Szogun, z nimi Bolek –

wódę chleją na humorek.

Stolzman ma świńskiego kaca,

bo na grobach się przewraca.

 

Miejski plebs i zwykłe chamy

(znaczy – chłopi pańszczyźniani),

kat złodzieje i przekupnie –

każdy z rana ćmagę chlupnie.

 

I wszeteczne piją dziewki –

mózgotrzepy i nalewki.

Służba w zamku się przewraca,

rankiem miejska straż ma kaca…

Piją zatem wszystkie stany –

Kraj jest w stanie…narąbanym.

 

Cesarz jest już zrozpaczony –

pije młodzież i matrony;

i rzecz całkiem niesłychana,

bo zwierzyna jest pijana.

 

Rycerz Bolko ma rumaka,

co zalewa w dzień robaka.

Kiedy rumak się natrzaska,

Bolko go na plecach taska.

Ale nocą zawsze zmiana –

koń jak trupa niesie pana.

Nawet koty są pijane,

bo łykają…walerianę.

 

Cesarz Leon jest wkurzony,

bo lud wódą odurzony

pracy się nie ima wcale.

Wojów spadło też morale.

 

Dziś na murach nocna zmiana,

śpi zwyczajnie narąbana;

a nad bramą, w barbakanie,

głośne słychać jest chrapanie.

 

Nie śpi jeden z tych rycerzy,

bo w dół rzyga z krenależy.

Rycerz wypił sam pół basa –

zaszkodziła mu kiełbasa.

 

Wtem się rycerz Macko budzi.

Tego śledzik w occie nudzi.

- Kto to słyszał do cholery –

by do śledzia…pić likiery?!

 

(A ja zawsze tak pouczam:

swej wątrobie nie dokuczaj.

Po pół litrze zakąszanie,

nie przystoi nawet damie.

Kto zakąsza – niewieścieje.

Woj  więc samą wódę chleje!

A od żarcia są choroby –

miej wiec litość dla wątroby!)

 

Wtem się zbudził rycerz Bolko.

Ten się zatruł snadź fasolką,

bo zakąski ciężkostrawne –

nie do wódki są wytrawnej.

 

Mamy chyba prawo serii,

wśród pijackiej tej koterii,

bo woj Maniek w barbakanie,

tez rozpoczął haftowanie.

Mdlą rycerza lane kluchy,

wsadził w gębę dwa paluchy.

 

Lecą kluski w piwnym sosie –

będą syte rybki w fosie!

Widok pawi mógł zachwycać,

lecz opadła mu przyłbica.

Napełniła się wiec zbroja,

zawartością trzewi woja.

      Lecą pawie, słychać dźwięki,

jak pokutnej duszy jęki.

 

Słysząc takie więc odgłosy,

wszedł na mury Leon Bosy.

Sękatego chwycił kija –

„łby wam zaraz porozbijam!”

 

Słychać teraz pobrzęk zbroi –

cesarz wojów kijem łoi,

skutkiem czego nasz satrapa,

tylko mocno się zasapał.

 

A ja pytam:- W imię czego?

Wróg nasz nie jest wszak lebiegą.

Woli zginąć, odnieść rany,

niż ma zostać obrzygany.

- To rzyganie, Jaśnie Panie –

prewencyjnym jest działaniem!

 

Cesarz senat rychło skrzyknął –

dosyć tego! – gromko krzyknął.

Radźcie teraz senatorzy,

jak opilstwu kres położyć!

 

Rada Starszych, śpiąc  w swych ławach,

jest narady nie ciekawa.

Radcy znoszą moc katuszy,

bo każdego kac dziś suszy.

 

A marszałek niewyspany -

(spędził noc u kurtyzany)

w marszałkowskiej ukrył lasce –

ćwiartkę pliski, w wąskiej flaszce.

 

Głucha cisza jest na sali,

bo każdego rura pali.

Krążą tylko tu pornosy,

wiec się wkurzył Leon Bosy:

- Co jest z wami do cholery!

- We łbach tylko wam afery!

- Radźcie szybko mi wałkonie,

bo z cesarstwa was wygonię!

 

Wstał więc stary podkomorzy,

ukłon w stronę tronu złożył.

- Mam ja marskość już wątroby,

chore inne też podroby.

Bym gorzały nie pił wcale,

mam półdupek z esperalem.

Tak zostałem abstynentem

i gorzałę darzę wstrętem.

Będąc zatem w opozycji,

żądam w kraju prohibicji!

 

Nie chciał słuchać nikt dokoła,

co przytruwa ta pierdoła.

Radcy marząc o soplicy,

chociaż secie śliwowicy,

nie zdawali sobie sprawy,

że uchwalą dwie ustawy:

                   1.

„Od Pyrlandii po Galicję,

wprowadzamy prohibicję!

A to znaczy dla waszmości –

koniec picia wódeczności!”

                      2.

„Kto zaś złamie z jegomości,

tę ustawę o trzeźwości,

to jak w Moskwie za Breżniewa,

do grodzkiego trafi chlewa!”

 

Tak zwą izbę wytrzeźwienia,

gdzie człek dozna poniżenia.

Nie zapomniesz nigdy wrażeń,

gdy przywloką cię tu straże.

 

Nie jednego tu rycerza,

przywiązano do pręgierza.

Okradają delikwenta,

bo nic ponoć nie pamięta!

 

Tu wyglądać będziesz nieźle,

w średniowiecznym, zgrzebnym gieźle.

Bo ten żłobek przyjacielu,

jest skansenem…peerelu!

 

Nie wie jeszcze Leon  Bosy,

jakie zrobił dwa bigosy.

Prohibicja, to przeżytek –

psu na budę z niej pożytek.

 

Kiedy wyszły dwa edykty,

w sklepach nagle zbrakło dykty.

(To alkohol przemysłowy,

z ostrzeżeniem trupiej głowy).

 

Ale co tam ostrzeżenia,

gdy zwyczajnej wódy nie ma.

Zatem żwawo wam donoszę,

czym szprycują się smakosze:

Denaturat – trunek przedni –

bukiet ma też odpowiedni.

Płyn borygo, politura –

smaczne są jak denaturat.

 

Nie jest ważne, co się wchłania –

ważna pała jest zalana!

Są więc krople żołądkowe –

te na klina – bardzo zdrowe.

Dobra woda jest brzozowa,

więc salicyl niech się schowa.

 

Wszystko co jest na spirycie,

kręcić może znakomicie!

Dla niektórych całkiem zdrowe,

jest… paliwo rakietowe.

Ukraińskie. Na bazarze.

Zarabiają więc…grabarze.

 

W sklepach już gorzały nie ma,

naród zszedł wiec do podziemia.

W handlu zaczął się ruch spory –

znikły drożdże i gąsiory.

 

Nie ma cukru, rurek z miedzi,

lecz jest radość wśród gawiedzi.

Będzie swojska wnet gorzała,

dla każdego – doskonała!

 

Żartem z ludu, jest ustawa.

Klnie wiec każdy i…nastawia.

A nocami pod księżycem,

lśnią miedziane wężownice.

 

Ogień pali się pod garem,

zacier zmienia się już w parę.

Ta w chłodnicy stan skupienia,

na bimberek wnet zamienia.

 

Kap, kap – kapie płyn schłodzony,

napełniają się balony.

Jakież piękne to kapanie –

jak na lutni…elfów granie.

 

Teraz cesarz, Leon Bosy,

wyrwał sobie wszystkie włosy.

Nawet te, co pod pachami

i co miedzy są nogami.

 

To z cesarskiej jego łaski,

Naród pije wynalazki.

A nauka jest tu taka:

nie ma rady na pijaka!

 

Wielkie wódki są zapasy,

ale w skarbcu nie ma kasy!

Leon wie i wy to wiecie,

skąd ta dziura jest w budżecie.

 

Zmiękł już stary cesarzyna,

teraz łamać się zaczyna:

- Miało lepiej być – jest gorzej!

- Chyba nic już nie pomoże…

 

Ma za sobą opozycję,

zniósł wiec cesarz prohibicję.

Fiaskiem były więc „reformy”,

życie doszło znów do normy.

 

Zapełniono wódą sklepy,

znowu dymią się czerepy.

Niechaj cieszy wódka główkę,

nim odwiedzisz… odwykówkę!

 

Ja, kandydat do leczenia,

miewam takie przemyślenia:

- Powiadają konowały,

Że człek głupi od gorzały;

Że nie tylko ma zajoba,

ale gnije w nim wątroba!

 

Każdy w kraju wie lebiega,

czemu wóda zapobiega:

Pijąc dużo okowity,

to wytrujesz pasożyty.

- Jeśli łykniesz co dzień litra,

to nie będziesz mieć solitra!

 

Czas na wykład już panowie:

Rum na kuśkę – samo zdrowie!

Starszym panom po koniaku,

w mig buzuje krew w siusiaku.

Wiec kto koniak preferuje,

z babą żwawo dokazuje!

 

Aby skończyć tę tyradę,

dla smakoszy mam tu radę:

Aby zmniejszyć picia skutki,

miej na klina nieco wódki!

 

Świetnie również jest przy kacu,

dziewkę mieć na materacu.

Z ładną, brzydką, nawet tłustą,

podelektuj się rozpustą.

Więc zapraszam miłe panie,

gdy mam kaca…na bzykanie!

 

Już zbliżamy się pomału,

do konkluzji i finału:

- Jeśli musisz topić smutki,

pij markowe, polskie wódki!

 

A Cesarskiej Wysokości,

życzę w rządach roztropności.

Gdy jest w kraju wielka nędza,

w alkoholizm Naród wpędza.

Zlikwidować trzeba nędzę

to pijaństwa już nie będzie!

 

Posłuchajcie mnie pijaki –

mam ja dla was morał taki:

- Przepłucz czasem trzewia stare –

pij wódeczkę, lecz z umiarem!

 

Dyżurny Psychiatra Kraju,

Cezary Piotr Tarkowski

 

SAMOWOLNA WYCIECZKA

 

SAMOWOLNA WYCIECZKA

 

W Kościelisku pod Tatrami,

mieszka Wojtuś z rodzicami.

Wszędzie tutaj  Wojtek mały,

jeździ autkiem na pedały.

 

Teraz Wojtek samochodem,

jedzie dróżka po Jagodę.

Ona weźmie hulajnogę

i wyruszą razem w drogę.

 

Nic nie wiedzą ich rodzice,

w jakie jadą okolice.

A ruszyli do pobliskiej

stąd…Doliny Kościeliskiej.

 

Już w tatrzańskiej są dolinie,

która z piękna w Polsce słynie.

Pną się tutaj stromo góry,

aż turniami drapią chmury.

 

Słychać w dole szmer strumienia,

który tańczy na kamieniach;

a po górskim jednym szczycie,

skaczą białe dwie kozice.

 

Skały w słońcu aż się mienią,

w dole hale się zielenią.

Widać na nich jest juhasa,

który owce swe wypasa.

 

Raptem w górach pociemniało,

a w dolinie tak zagrzmiało,

że się dzieci przestraszyły.

Jest ratunek. Juhas miły

zabrał dzieci do szałasu,

który stał na skraju lasu.

 

Przeczekały burzę dzieci

i znów słonko ostro świeci,

a dolinę tęcza spięła,

cudne barwy rozwinęła.

 

Piękny widok się roztacza,

lecz do domu pora wracać.

Droga jest do Kościeliska,

po tej burzy trochę śliska.

Powrót ciągle się wydłuża,

lecz czy winna temu burza?

 

W domach mamy rozpaczały,

gdzie się dzieci ich podziały.

Nie unikną teraz bury,

gdyż są groźne zawsze góry…

 

Głupie takie tajemnice,

kiedy martwią się rodzice;

bo musicie dzieci wiedzieć –

gdzie się idzie – mus powiedzieć!

 

Cezary Piotr Tarkowski

PCHŁA TURYSTKA

    PCHŁA  TURYSTKA   W Sandomierzu pchła mieszkała. Kiedyś sobie pomyślała, że jej wcale nie zaszkodzi, gdy odwiedzi ciotkę w Ł...