LIS BARNABA
bardzo cwany lis Barnaba.
A w górzystej tej krainie,
z wielkich bogactw Barnaś słynie.
Ma majątek całkiem spory:
W kilku lasach własne nory,
z których każda urządzona.
Piękne meble są w salonach
i serwisy z porcelany,
i obrazy, i dywany.
Wszystkie sprzęty są tam nowe,
bardzo drogie, bo markowe.
A do tego, jak wieść niesie,
to Barnaba w pewnym lesie
gdzieś zakopał pod dębami
cztery słoje z monetami.
Podpowiada tu rozsądek,
że nie z pracy ten majątek;
bo lis doszedł do bogactwa
przez szalbierstwa i matactwa.
Jak wśród ludzi – u zwierzaków –
pełno ciągle naiwniaków.
Temu więc ubywa z kiesy,
z kim lis robi interesy!
Spotkał Barnaś raz zająca:
- Chcę zatrudnić cię na gońca.
Moje jamy, choć zadbane –
nie są wszystkie zamieszkane.
Więc nie pytaj – kto chce – może,
wnet zamieszkać w mojej norze.
Masz zadanie przyjacielu:
Chcę klientów widzieć wielu!
Gdy efekty wnet zobaczę,
marchewkami ci zapłacę.
Bezrobocie jest w Bieszczadach,
każda dobra więc posada.
Biegnie zając połoniną,
z wyuczoną tą nowiną:
- Wolna jest Barnaby nora,
więc on szuka lokatora!
A lokator dużo straci,
gdy za rok wnet nie zapłaci!
Przyszły susły i łasice,
a borsuków tu nie zliczę.
Lis ma wszystko już gotowe –
jeszcze podpis na umowie…
Dobra cena – to zachęta,
podpisują więc zwierzęta.
To okazja znakomita,
więc umowy nikt nie czyta.
Wraz z zapłatą – klucze w łapki,
lecz w umowie są pułapki.
Jest tam maczkiem napisane:
- „Zamieszkacie w jednej jamie…”
Później była awantura,
lecz nikt nie mógł już nic wskórać.
Po ostatnich tam wyborach,
rządzi teraz wilcza sfora.
Barnaś w sądzie wygrał sprawę.
Wyrok zgodny z wilczym prawem:
- „Kto wysuwa tu roszczenie,
że utracił swoje mienie
i dał nabić się w butelkę,
niech wycofa pozwy wszelkie,
bo przez sądy jest uznane,
co jest maczkiem napisane!”
Prawo dobre dla bogaczy.
A szaraczek? Nic nie znaczy!
Także zając, miast zapłaty,
dostał jeszcze tęgie baty.
Budowały raz w dolince,
bobry tamę na Solince.
Patrzy na to się Barnaba:
- Z drewna tama będzie słaba!
A w Solinie jest gotowa,
wielka tama betonowa!
- By przyjemność wam tu sprawić,
mogę tamę wydzierżawić.
Nawet oddam ją w ofierze,
bo lądowym jestem zwierzem!
- Trudno żyć z wdzięczności długiem,
zatem proszę o przysługę
byście mi wybudowali,
tu w dolince… willę z bali!
Jaki Barnaś jest niedobry,
przekonały się wnet bobry.
Potem dziki i daniele,
oraz innych zwierząt wiele.
Zrozumiano już w Bieszczadach,
że zwierzęta lis okrada.
Choć rozległe są Bieszczady –
wszyscy stronią od Barnaby.
Lis jest dobrym politykiem,
więc wnet zmienił swą taktykę
i udaje, że się zmienił.
On uczciwość bardzo ceni,
a w robieniu złych uczynków,
przeszedł teraz w stan spoczynku.
Grzesznikowi uwierzymy,
gdy za słowem idą czyny.
Lis chcąc czyste mieć sumienie,
winien oddać cudze mienie.
Kto nie wierzy, ten ma rację,
w te Barnaby deklaracje.
Gdy poprawę deklaruje –
znać, że znowu lis coś knuje…
Jak się wkrótce okazało,
to na wiosnę przyjeżdżają
z Tatr na redyk tu owieczki.
One cieszą się z wycieczki,
bo na każdej połoninie
z soczystości trawa słynie.
Teraz wiosną nasz Barnaba,
chodzi wszystkim opowiada,
że dla zwierząt tu wygody –
kreatorem będzie mody!
Zachowuje się dziwacznie,
nawet ubrał się cudacznie.
Już nie chodzi w oprychówce,
zmierzwił włos na lisiej główce.
Lis jest jakby nie dzisiejszy,
obciął nawet swoje pejsy!
Nos wystaje spod sombrera,
bo to nowa jest maniera.
Kolczyk z szyszką przypiął w uchu,
srebrną kulkę zaś na brzuchu.
Portki zszył ze stu kieszeni,
kamizelka aż się mieni;
lśni wyszyta cekinami,
na niej łańcuch z wisiorkami.
A te ruchy, te maniery –
jakby z chińskiej wziął opery!
Kiedy idzie, to w około
wszyscy się pukają w czoło.
- Ot, niegroźne zeń dziwadło –
coś na głowę mu upadło…
Ta opinia nie przypadkiem,
jest Barnabie wręcz na łapkę.
Robiąc z siebie pośmiewisko,
lis się udał na pastwisko.
Patrzą owce, są zdumione,
tym cudakiem rozśmieszone.
A on chodzi, rozpytuje
jak im trawa dziś smakuje.
Spotkał nawet tu barana:
- Piękna hala – proszę pana!
Tu owczarek wciąż waruje
i obcemu nie daruje.
On nikomu nie dowierza,
do Barnaby szybko zmierza.
- Pod ochroną połonina
ja nad stadem wartę trzymam!
Jak nie umkniesz szybko w góry,
to dobiorę się do skóry!
Lis odpowiedź miał gotową:
- Ja do pana jedno słowo,
bo przychodzę z polecenia –
ciągnął jakby od niechcenia.
Pewna suczka, wielka dama,
jest wręcz w panu zakochana.
Rodem z pudli to artystka,
która nie chce byle chłystka.
I dla pana mój owczarku
przekazuje kość w podarku.
Raptem zmienił pies swą minę:
- Chętnie poznam tę dziewczynę…
Spadł mi pan tu jakby z nieba –
towarzystwa mi potrzeba!
Tu lis zmrużył ślepia cwane:
- A więc pędzę drogi panie!
Biegnę szybko już do Leska,
bo tam właśnie Tina mieszka…
Przybył lis wnet do miasteczka,
za pazuchą znów kosteczka.
Gdzieś w ogrodzie spotkał Tinę:
- Szukam pani już godzinę!
A przyszedłem pani Tino,
ze wspaniałą wręcz nowiną.
Pewien piękny pies, z Podhala,
bardzo mi się dziś użalał.
Widział panią raz w niedzielę
i z miłości wręcz szaleje!
Kierowany swą tęsknotą,
przybiegłby tu wnet z ochotą;
lecz pilnuje sam na hali,
by mu owiec nie porwali.
Przekazuje też drobnostkę –
z pysznym mięskiem, świeżą kostkę.
Bardzo prosi – biedne psisko,
byśmy przyszli na pastwisko…
Chyba nie chce śliczna pani,
psiego serca ciężko zranić?
Suczka mruga oczętami:
- Ach, ja zranić? Chyba za nic!
Muszę biec do swojej pani,
by się stroić kokardami.
- Trzeba myśleć o urodzie,
lecz kokardy nie są w modzie.
Jestem mody dyktatorem
i na głupstwa nie pozwolę!
Futro strzyże się pudelkom,
może pani być… modelką.
Barnaś zmrużył lisie oczy –
wie, że Tnę tym zaskoczył.
- Ja ostrzygę pani jutro,
to zimowe, czarne futro.
Zrobię z pani miss Bieszczadów –
będzie podziw wśród sąsiadów!
Jest już dzisiaj późna pora,
znajdę nocleg do wieczora.
A gdy pani zje śniadanie,
proszę przyjść tu na spotkanie.
Tina budzi się o świcie,
czuje się wręcz znakomicie.
- Być modelką - czy ja śniłam?
Przecież o tym wręcz marzyłam!
Tak o świcie, wraz z Barnasiem,
poszła Tina gęstym lasem.
- Oj, naiwna ta płeć słaba -
myśli sobie lis Barnaba.
- Oto nasza połonina –
pies już szczekać tam zaczyna.
Proszę się więc teraz schować,
muszę panią przygotować.
Chwycił teraz za maszynkę
i w mig ostrzygł małą Tinkę.
- Mam tu kostium bardzo modny,
elegancki i wygodny.
Eksponują go żurnale –
będzie pani doskonale!
Owce wszystko to widziały:
- To kreator jest wspaniały!
Teraz poszli do owczarka:
- Ale z was jest piękna parka!
Jakiż pan jest elegancki,
i przystojny i szarmancki!
Owczarkowi już lis schlebia,
jakby chciał przychylić nieba.
- Pewnie chcecie pobyć sami,
więc ja zajmę się owcami!
Ten owczarek podhalański,
jest w humorze dziś szampańskim.
Dobrze owce tu ochraniał,
lecz przy Tinie wręcz zbaraniał.
- Niech się stadem lis zajmuje –
dzisiaj sobie pofolguję.
Już Barnaba w środku stada,
wszystkim owcom tak powiada:
- Widziałyście tę modelkę –
nie są w modzie kudły wszelkie!
- Długie loki nie są przecież,
ani ładne, ni kobiece…
Każdy w mieście, na ulicach
łysą głową się zachwyca.
Sam zdejmuje swe sombrero
i ostrzygę się na zero!
- Ściąłem włosy z głowy rude,
więc kto pierwszy tu na próbę?
Każdy płaci po trzy grosze,
a sprzeciwu ja nie znoszę!
Pierwszy baran z tych kudłaczy:
- Ja! Bo łysy – mądry znaczy!
- Może później mój baranie,
bo pierwszeństwo mają panie!
- Ciebie, daję tu swe słowo –
wnet ostrzygę gratisowo.
Musisz pomóc mi w tej pracy,
by pies nic tu nie zobaczył.
Ja mu przecież obiecałem,
mieć na oku całą halę.
Ty uważaj na swe owce –
ja strzygł będę za jałowcem.
Po kolei, każda z owiec,
pędzi szybko za jałowiec.
( Modę zatem, pod tym względem,
nazywamy owczym pędem! )
Lis w swej pracy jest misterny,
kłębią się już góry wełny.
Runo wnet pakuje w worach –
byle zdążyć do wieczora!
Przed wieczorem, wraz z worami –
zniknął Barnaś za chaszczami.
Wełnę sprzedał na sweterki
i interes zrobił wielki.
Jaki morał z tej afery?
Będę tutaj bardzo szczery:
- gdy wyręczasz się kimś w pracy –
możesz bardzo dużo stracić!
To nie koniec bajki jeszcze:
Mieszka człowiek w pewnym mieście,
który ponoć z ciężkiej pracy,
bardzo szybko się wzbogacił.
Ma fabryki i kantory
i majątek całkiem spory.
Kiedy praca nuży pana,
ma rozrywkę w polowaniach.
Raz odwiedził on Bieszczady
i natrafił tu na ślady.
Ruszył wtedy tropem świeżym
i w Barnabę wnet wymierzył.
Chciał lis błagać biznesmena,
lecz litości bogacz nie ma.
Pomny lisek wilczych praw
życie oddał po pif – paf!
Żył raz sobie, gdzieś w Bieszczadach,
bardzo cwany lis Barnaba.
Wciąż zachował swą urodę
i kreuje nową modę.
Jest to moda – nie od dzisiaj –
na puszyste czapki z lisa!
Finał bajki morał niesie:
Wilcze prawa są w biznesie.
- Kto z oszustwa zbiera żniwa -
ten starości nie dożywa…
W sumie wynik taki z tego,
że złe prawa silniejszego!
Cezary Piotr
Tarkowski