środa, 27 października 2021

KRZYŻ

 

KRZYŻ

 

          Kiedyś była tu niezbyt szeroka szosa z Pruszkowa do Warszawy. Czasem przejechała furmanka, czasami przemknął samochód. Ale częściej spotykano zające uganiające się po polach kalafiorów, marchwi i kapusty, z rzadka tylko poprzecinanych łanami złocistych zbóż. Szaraki miały tu przysmaków w bród.

          Choć w oddali widać było Warszawę z górującym nad nią Pałacem Kultury, to cisza była tu i spokój. Nad polami uwijały się pszczoły zbierające nektar, w powietrzu leciutko unosiły się setki kolorowych motyli, a w krzewach bzów, dzikich róż i kępach olszyny śpiewały ptaki. Właśnie te zielone wyspy wolno rosnących drzew i krzewów były mekką wagarowiczów i par zakochanych. I ja tu przychodziłem ze swoją dziewczyną na długie spacery. Aby dotrzeć do tego raju, przechodziliśmy z Irenką obok stacji końcowej kolejki WKD we Włochach i brukowaną ulicą dochodziło się do szosy pruszkowskiej. Tu było skrzyżowanie. Dalej w kierunku Rakowa bruk przechodził w polną drogę. Systemem dróg gruntowych, po których z rzadka tylko przejeżdżał skrzypiący konny wóz, można było dotrzeć do Szczęśliwic, albo idąc w przeciwnym kierunku do Okęcia lub Opaczy. Ale zatrzymajmy się na skrzyżowaniu. Tu w niewielkiej odległości od szosy, stał krzyż. Wielki – jak nam się wydawało – poszarzały już ze starości drewniany krzyż. Stał majestatycznie, górując nad wszystkim dookoła, sławiąc chwałę Chrystusa.

          To były czasy mrocznej komuny, kreującej materializm jako podstawę wszelkich przejawów rzeczywistości. A mimo to prawie wszyscy przejeżdżający tamtędy żegnali się pobożnie. Każdy, kto przechodził w pobliżu, zdejmował czapkę z uszanowaniem. I nam przypominał o grzechu cudzołóstwa, dlatego spacer zostawał tylko spacerem, aczkolwiek święci nie byliśmy, o nie.

          Kiedyś spotkaliśmy przy krzyżu staruszkę zmieniającą kwiaty w glinianym wazonie. Zapytałem, ile ten krzyż ma lat. I choć pamiętała go od dzieciństwa, nie potrafiła odpowiedzieć. Na zakończenie rozmowy powiedziała tylko: stary już jest i widział tutaj niejedno!

          O tak. Obok tego krzyża, już 8 września 1939 roku zaczęły gromadzić się zagony 10 armii niemieckiej, by następnego dnia uderzyć na Warszawę. W tym ataku hitlerowcy ponieśli klęskę. Czołgi, którym udało się wedrzeć na ul. Grójecką, już stamtąd nie wracały.

          W pięć lat później szosą obok krzyża pędzono kolumny warszawiaków do obozu w Pruszkowie. Ileż nadziei dawał ten samotny krzyż wynędzniałym, głodnym i rannym  ludziom z ruin powstańczej Warszawy? Bo on stał niczym nie zwyciężony, bohaterski generał na naszym polskim szańcu z rozpostartymi ramionami, jakby chciał objąć, utulić i dodać otuchy każdemu z tysięcy warszawiaków idących na poniewierkę, w nieznane jutro.

          Później, aż do zimy 1945 roku snuły się dymy zmieszane z jesiennymi mgłami wokół starego krzyża, skąd rozpościerał się widok umierającej stolicy.  Hitlerowcy  bowiem, wbrew aktowi kapitulacji Warszawy wyburzali i wypalali kamienice z  niemiecką dokładnością ulica po ulicy, kwartał po kwartale, zostawiając pustynię gruzów. Aż przyszedł czas, kiedy resztki germańskich barbarzyńców pierzchały w popłochu przed armią sowiecką i polską szosą do Pruszkowa i dalej, skąd przyszli.

          Mijały lata. Szosę pruszkowską przebudowano w dwupasmową jezdnię, stanowiącą przedłużenie Alei Jerozolimskich. W latach dziewięćdziesiątych rejony po obu stronach jezdni zabudowano. Kiedyś tereny te należały do polskich rolników czy badylarzy – jak ich tutaj nazywano. Obecnie właścicielami stały się obce koncerny. Nowe geszefty powstają jak grzyby po deszczu. Jadąc od granicy Warszawy, aż do Dworca Zachodniego nie ma już nic polskiego. No, za wyjątkiem Jednostki Prewencji Policji, która może posłużyć do rozpędzenia demonstracji przeciwko przejmowaniu Polski przez Izraelitów.

          Rok dwutysięczny. Krzyż już nie góruje nad okolicą. Niknie w tle zagranicznego biurowca, wyglądając jak dwa krzyżujące się patyczki. Zdawałoby się, że jest kruchy wobec potęgi ludzkiej myśli technicznej i pieniądza. I znowu wokół krzyża snują się dymy. To smog z tysięcy rur wydechowych jadących Alejami samochodów, wymieszany z jesienną mgłą. W bezpośredniej bliskości krzyża wybudowano aż cztery super czy hiper markety. Do jednego z nich trzeba przejść obok krzyża, który niejedno już widział. Codziennie tysiące ludzi maszeruje obok po zakupy. Wracają tą samą drogą obładowani siatami. W niedzielę tłumy są większe, gdyż ludzie przyjeżdżają tu całymi rodzinami. Lecz krzyża nie dostrzegał już prawie nikt.

        Mamy rok 2017. Krzyża już prawie nie widać. Ponieważ kłuł w oczy właścicieli sąsiednich geszeftów, których przodkowie zamordowali Chrystusa, krzyż szczelnie osadzono tujami. Teraz żydzi nie mają dyskomfortu oglądania symbolu kaźni Jezusa.   
       W przeddzień Wszystkich Świętych niekończący się potok ludzki obładowany torbami wiktuałów, zgrzewkami piwa. Nowi  warszawiacy będą świętować!  Święto wielu spędzi z browarem w łapie z nochem w telewizorach, oglądając wspaniałe reklamy przerywane serialami. Niektórzy wyjadą na jeden dzień odwiedzić groby bliskich,.

          Zapaliłem lampkę pod starym krzyżem, z którym jestem związany emocjonalnie. Zmarzłem solidnie długo obserwując nowoczesnych Polaków. Nikt nie zdjął czapki z uszanowaniem. Nikt się nie przeżegnał. A przecież każdy chciałby mieć krzyż w miejscu swojego pochówku. Może mniejszy, ale zawsze. Czy tylko po to, aby mówił: - Przechodniu, tu spoczywa katolik?

          Stary weteran, poszarzały krzyż stoi nadal na swoim szańcu i jak generał rozkazuje: - Polaku, zatrzymaj się. pomyśl chwilę! Ale czy ktoś go usłyszy?

 

Dyżurny Psychiatra Kraju

Cezary Piotr Tarkowski 

MODA GRZYBÓW

 

                        MODA GRZYBÓW

 

Raz przechwalał się podgrzybek,

jaki modny z niego grzybek:

- Gdy jesienna jest pogoda,

to na brązy w lesie moda!

Budzę zachwyt swym kontuszem

i brązowym kapeluszem;

bo wśród grzybów jam szlachcicem,

więc na podziw wszystkich liczę.

 

- Pleciesz pan tu dziś androny –

odrzekł kozak mu czerwony.

Bo powiedzieć teraz muszę,

że czerwone kapelusze,

niezależnie od pogody –

nie wychodzą nigdy z mody!

 

Głos dochodzi spod chojaków:

- Ma pan rację, mój kozaku.

- Jest na czerwień zawsze pora,

widać to po muchomorach.

Nie chcę tutaj z nikim sprzeczki,

ale modne są kropeczki.

Każdy szyk ten uznać musi –

z kropeczkami kapelusik!

 

- A modnisie to opieńki –

słychać głosik spod sosenki.

Chyba was tu nie zaskoczę,

najmodniejszy jest mój toczek.

Kapelusik to bez ronda –

pięknie zawsze w nim wyglądam.

Pod nim chustka bielusieńka –

elegancka jest opieńka!

 

- Mnie panowie, piękne panie,

nazywają zaś szatanem.

Czasem kuszę różne dusze

i czerwony mam fartuszek.

Choć borowik mym kuzynem,

to ja z trucia w lasach słynę.

Jestem grzybem bardzo srogim,

pod beretem chowam rogi.

- Tu zapewniam, że niestety –

najmodniejsze są berety!

 

Chwilę później, spod jałowca,

słychać groźny głos szyszkowca:

- Zamilcz wreszcie, ty szatanie –

na nic zda się twe gadanie!

Wnet się z tobą wreszcie zmierzę –

jestem grzybem i rycerzem.

Ze mnie wojak, co się zowie

i mam hełm na swojej głowie!

Hełm do szyszki jest podobny,

jest bojowy i wygodny;

i na trzonie dobrze leży –

szyszak modny wśród rycerzy!

 

- A co byście powiedzieli,

na panienkę całą w bieli?

Zapytała smukła kania,

też czubajką nazywana.

Artystyczną mam manierę

i trzon kryję pod sombrerem.

A wśród innych mych przymiotów,

kołnierz z białych mam żabotów!

 

Rejwach w lesie się roznosi,

każdy chwali, co sam nosi.

Każdy twierdzi, że jest modnie,

w czym mu właśnie… jest wygodnie.

A borowik na to rzecze:

- Grzyby piękne są – nie przeczę.

Ale słyszę dziś przechwałki,

bo niemądre z was pyszałki.

Tych przechwałek słucham z bólem –

jestem przecież waszym królem!

- Pamiętajcie, że w przyrodzie,

trudno mówić jest o modzie.

Każdy grzyb ma kapelusik

i tak zawsze zostać musi.

Dziadek był pod kapeluszem,

ja kapelusz nosić muszę

i kapelusz będzie musiał,

nosić wnuczek oraz wnusia.

- Teraz wszystkich was upomnę,

by o sobie mówić skromnie.

A pochwała mądrych wzrusza,

nie z powodu kapelusza.

Bo powiedzieć teraz muszę –

ważne co… pod kapeluszem!

- Kiedy mówią, żeś rozumny,

możesz być wszak z siebie dumny.

 

Cezary Piotr Tarkowski

 

poniedziałek, 4 października 2021

CESARZ I PAPIEROSY

 

CESARZ  I  PAPIEROSY

Był raz cesarz, Leon Bosy,

który palił papierosy;

a dla szpanu, czasem jarał,

przedniej marki też cygara.

 

Ryba psuje się od głowy,

więc w cesarstwie leonowym,

dzielni woje z tego słyną,

że się trują nikotyną.

 

Każdy rycerz, nawet chory,

nie wytrzyma bez machory.

Każdy zbrojny dymem zionie,

śmierdzi koniem i tytoniem.

 

Na stres dymek- jak lekarstwo-

całe pali więc cesarstwo.

Nawet rycerz Zabijaka,

palącego ma rumaka.

 

Lecz w rycerskim nawet stanie,

czarna owca się ostanie.

Rycerz Stasiek, tym się chwalił,

że jest zdrowy, bo nie pali.

 

Zatem Stasiek postanowił,

że umierać będzie zdrowy.

Cesarz jednak w swoim zamku,

z nudów palił bez ustanku.

 

Ciągle kopcił swe śmierduchy-

zżółkły wąchy i paluchy;

a z cesarskiej jego gęby,

wciąż buchały dymu kłęby.

 

Cesarzowa, władcy żona,

tym nie była zachwycona.

-Wynoś mi się między blanki,

bo mi zżółkną tu firanki!

 

Na obronne wlazł więc mury,

puszcza nosem dymu chmury.

Cesarz palił, a w tym czasie,

do zamczyska zmierzał Stasiek.

 

Woj. wojaczką utrudzony,

już na moście jest zwodzonym.

Cesarz kopci jak należy-

lecą pety z krenależy…

 

Nagle rycerz- jak nie wrzaśnie-

pet za zbroję wpadł mu właśnie.

Z niedopałka żar się żarzy

i Staśkowe plecy parzy.

 

Tli się kaftan, kalesony,

wrzeszczy rycerz przerażony.

Nieźle cesarz tu nabroił-

piecze się zawartość zbroi.

 

Na most rycerz spadł z rumaka,

przybrał wygląd wnet wiatraka.

I jak wiatrak ze skrzydłami,

wymachiwał woj rękami.

 

Oto samba, podskok w szale,

jakby tańczył w karnawale.

Raptem wrzeszcząc w niebogłosy,

do głębokiej skoczył fosy.

 

Prawo takie jest przyrody,

że stal cięższa jest od wody.

Choć rękoma woj. przebierał,

poszedł na dno jak siekiera.

 

Za przyczyną papierosa,

grobem jest dla Staśka fosa.

To nauka dla was- młodzi,

że palenie jednak…szkodzi.

 

Z troski cesarz, Leon Bosy,

kazał wszystkie papierosy

oznakować ostrzeżeniem,

że zabija nas…palenie!

 

Dyżurny psychiatra Kraju

Cezary Piotr Tarkowski

 

PCHŁA TURYSTKA

    PCHŁA  TURYSTKA   W Sandomierzu pchła mieszkała. Kiedyś sobie pomyślała, że jej wcale nie zaszkodzi, gdy odwiedzi ciotkę w Ł...