WSTĘP
Nie wiesz jeszcze polskie
dziecię,
jak naprawdę jest na
świecie.
Prasa niesie nam obłudę,
chroni kłamstwem lisy
rude.
Bo w ich łapach są
niestety -
banki, rządy też – niestety.
A kto stanie im na
drodze,
jest karany prawem
srodze.
Lisy żyją w Europie,
w każdym kraju są na
topie.
Lisy kradną, oszukują,
a wybawców swych
szkalują.
Zatem lisy od wszech
czasów,
się wypędza z wszystkich
lasów.
Z wszystkich krajów,
kontynentów,
nigdzie nie chcą
szczwanych mętów.
Tylko w Polsce, wszystkie
bory,
tolerują lisie nory.
W naszej Polsce, pięknym
kraju,
lisy mają się jak w raju.
Tu zwierzęta ogłupione,
są przez lisią brać
łupione.
I tak drogie moje dzieci,
trwa to wszystko od stuleci.
Dziś ja bajkę Wam
opowiem,
o złodzieju co się zowie.
Bardzo sobie tu nagrabię
-
bajka będzie o Barnabie.
Choć to w Polsce
zabronione,
bo są lisy hołubione,
to ja wyznam zaraz
snadnie,
jak ta lisia nacja
kradnie.
Jak zdradzają, oszukują,
kłamią, mącą i rabują.
Bajka trafi na salony -
będę wtedy już skończony.
Wrzask podniosą lisi
zbóje:
- Antylisizm propaguje!
LIS BARNABA
Żyje sobie gdzieś w
Bieszczadach
bardzo cwany lis Barnaba.
A w górzystej tej
krainie,
z wielkich bogactw Barnaś
słynie.
Ma majątek całkiem spory:
W kilku lasach własne
nory.
Każdy w lesie mógłby
przysiąc,
że tych nor ma chyba z
tysiąc.
Lis przejmował te lokale,
choć pieniędzy nie miał
wcale.
Chociaż nie jest to
zabawne,
lis zna różne kruczki
prawne.
W sądach także lisy
siedzą
i jak przejąć nory
wiedzą.
Kradnie na wsiach lis
kokosze,
w sądach hojnie sypie
groszem.
To nie jego przecież
wina,
że pieniędzy chce
sędzina.
Wszak za niskie sędziów
płace,
by móc wznosić swe
pałace.
Lisy bardzo solidarne
i gdzieś mają prawo
karne.
W każdej prawie tu
parafii,
widać rządy lisiej mafii.
Barnaś przejął nor więc
krocie
i jak mówią – śpi na
złocie.
Każda nora urządzona,
piękne meble są w
salonach;
i serwisy z porcelany,
i obrazy, i dywany.
Z luksusowej każdej nory,
lśni się złotej blask
menory.
Wszystkie sprzęty są tam
nowe,
bardzo drogie, bo
markowe.
A do tego, jak wieść
niesie,
to Barnaba w pewnym lesie
gdzieś zakopał pod dębami
cztery skrzynie z
monetami.
Podpowiada tu rozsądek,
że nie z pracy ten
majątek;
bo lis doszedł do
bogactwa
przez szalbierstwa i
matactwa.
Jak wśród ludzi – u
zwierzaków –
pełno ciągle naiwniaków.
Temu więc ubywa z kiesy,
z kim lis robi interesy!
Spotkał Barnaś raz
zająca:
- Chcę zatrudnić cię na
gońca.
Moje jamy, choć zadbane –
nie są wszystkie zamieszkane.
Więc się pytaj: Kto
chce, może,
wnet zamieszkać w mojej
norze.
Masz zadanie przyjacielu:
Chcę klientów widzieć
wielu!
Gdy efekty wnet zobaczę,
marchewkami ci zapłacę.
Bezrobocie jest w
Bieszczadach,
każda dobra więc posada.
Biegnie zając połoniną,
z wyuczoną tą nowiną:
- Wolna jest Barnaby
nora,
więc on szuka lokatora!
A lokator dużo straci,
gdy za rok wnet nie
zapłaci!
Przyszły susły i łasice,
a borsuków tu nie zliczę.
Każde biedne z tych
zwierzątek,
bo lis przejął ich
majątek.
Wszystkie one bardzo
skromne,
bo ubogie i bezdomne.
Takie w Polsce mamy prawo
-
wszystko zgodne jest z
ustawą.
Lis ma wszystko już
gotowe –
jeszcze podpis na umowie…
Dobra cena – to zachęta,
podpisują więc zwierzęta.
To okazja znakomita,
więc umowy nikt nie
czyta.
Wraz z zapłatą – klucze w
łapki,
lecz w umowie są pułapki.
Jest tam maczkiem
napisane:
- „Zamieszkacie w jednej
jamie…”
Później była awantura,
lecz nikt nie mógł już
nic wskórać.
Po ostatnich tam
wyborach,
rządzi teraz lisia sfora.
Barnaś w sądzie wygrał
sprawę.
Wyrok zgodny z
lisim prawem:
- „Kto wysuwa tu
roszczenie,
że utracił swoje mienie
i dał nabić się w
butelkę,
niech wycofa pozwy
wszelkie,
bo przez sądy jest
uznane,
co jest maczkiem
napisane!”
Prawo dobre dla bogaczy.
A szaraczek? Nic nie znaczy!
Także zając, miast
zapłaty,
dostał jeszcze tęgie
baty.
Budowały raz w dolince,
bobry tamę na Solince.
Patrzy na to się Barnaba:
- Z drewna tama będzie
słaba!
A w Solinie jest gotowa,
wielka tama betonowa!
- By przyjemność wam tu
sprawić,
mogę tamę wydzierżawić.
Nawet oddam ją w ofierze,
bo lądowym jestem
zwierzem!
- Trudno żyć z
wdzięczności długiem,
zatem proszę o przysługę
byście mi wybudowali,
tu w dolince… willę z
bali!
Jaki Barnaś jest
niedobry,
przekonały się wnet
bobry.
Potem dziki i daniele,
oraz innych zwierząt
wiele.
Zrozumiano już w
Bieszczadach,
że zwierzęta lis okrada.
Choć rozległe są
Bieszczady –
wszyscy stronią od
Barnaby.
Lis jest dobrym
politykiem,
więc wnet zmienił swą
taktykę
i udaje, że się zmienił.
On uczciwość bardzo ceni,
a w robieniu złych
uczynków,
przeszedł teraz w stan
spoczynku.
Grzesznikowi uwierzymy,
gdy za słowem idą czyny.
Lis chcąc czyste mieć
sumienie,
winien oddać cudze
mienie.
Kto nie wierzy, ten ma
rację,
w te Barnaby deklaracje.
Gdy poprawę deklaruje –
znać, że znowu lis coś
knuje…
Jak się wkrótce okazało,
to na wiosnę przyjeżdżają
z Tatr na redyk tu
owieczki.
One cieszą się z
wycieczki,
bo na każdej połoninie
z soczystości trawa
słynie.
Teraz wiosną nasz
Barnaba,
chodzi wszystkim
opowiada,
że dla zwierząt tu wygody
–
kreatorem będzie mody!
Już nie chodzi on w
chałacie
i wyrzucił czarne gacie.
Bielusieńkie swe
skarpety,
precz wyrzucił też
niestety.
Schował nawet swą
jarmułkę,
na najwyższą w szafie
półkę.
Lis jest jakby nie
dzisiejszy,
obciął nawet swoje pejsy!
Nos wystaje spod
sombrera,
bo to nowa jest maniera.
Kolczyk z szyszką
przypiął w uchu,
srebrną kulkę zaś na
brzuchu.
Portki zszył ze stu
kieszeni,
kamizelka aż się mieni;
lśni wyszyta cekinami,
na niej łańcuch z
wisiorkami.
A te ruchy, te maniery –
jakby z chińskiej wziął
opery!
Kiedy idzie, to w około
wszyscy się pukają w
czoło.
- Ot, niegroźne zeń
dziwadło –
coś na głowę mu upadło…
Ta opinia nie
przypadkiem,
jest Barnabie wręcz na
łapkę.
Robiąc z siebie
pośmiewisko,
lis się udał na pastwisko.
Patrzą owce, są zdumione,
tym cudakiem
rozśmieszone.
A on chodzi, rozpytuje
jak im trawa dziś
smakuje.
Spotkał nawet tu barana:
- Piękna hala – proszę
pana!
Tu owczarek wciąż waruje
i obcemu nie daruje.
On nikomu nie dowierza,
do Barnaby szybko
zmierza.
- Pod ochroną połonina
ja nad stadem wartę
trzymam!
Jak nie umkniesz szybko w
góry,
to dobiorę się do skóry!
Lis odpowiedź miał
gotową:
- Ja do pana jedno słowo,
bo przychodzę z polecenia
–
ciągnął jakby od
niechcenia.
Pewna suczka, wielka dama,
jest wręcz w panu
zakochana.
Rodem z pudli to
artystka,
która nie chce byle
chłystka.
I dla pana mój owczarku
przekazuje kość w
podarku.
Raptem zmienił pies swą
minę:
- Chętnie poznam tę
dziewczynę…
Spadł mi pan tu jakby z
nieba –
towarzystwa mi potrzeba!
Tu lis zmrużył ślepia
cwane:
- A więc pędzę drogi
panie!
Biegnę szybko już
do Leska,
bo tam właśnie Tina
mieszka…
Przybył lis wnet do
miasteczka,
za pazuchą znów
kosteczka.
Gdzieś w ogrodzie spotkał
Tinę:
- Szukam pani już
godzinę!
A przyszedłem pani Tino,
ze wspaniałą wręcz
nowiną.
Pewien piękny pies, z
Podhala,
bardzo mi się dziś
użalał.
Widział panią raz w
niedzielę
i z miłości wręcz
szaleje!
Kierowany swą tęsknotą,
przybiegłby tu wnet z
ochotą;
lecz pilnuje sam na hali,
by mu owiec nie porwali.
Przekazuje też
drobnostkę –
z pysznym mięskiem,
świeżą kostkę.
Bardzo prosi – biedne
psisko,
byśmy przyszli na
pastwisko…
Chyba nie chce śliczna
pani,
psiego serca ciężko
zranić?
Suczka mruga oczętami:
- Ach, ja zranić? Chyba
za nic!
Muszę biec do swojej
pani,
by się stroić kokardami.
- Trzeba myśleć o
urodzie,
lecz kokardy nie są w
modzie.
Jestem mody dyktatorem
i na głupstwa nie
pozwolę!
Futro strzyże się
pudelkom,
może pani być… modelką.
Barnaś zmrużył lisie oczy
–
wie, że Tinę tym
zaskoczył.
- Ja ostrzygę pani jutro,
to zimowe, czarne futro.
Zrobię z pani miss
Bieszczadów –
będzie podziw wśród
sąsiadów!
Jest już dzisiaj późna
pora,
znajdę nocleg do
wieczora.
A gdy pani zje śniadanie,
proszę przyjść tu na
spotkanie.
Tina budzi się o świcie,
czuje się wręcz
znakomicie.
- Być modelką - czy ja
śniłam?
Przecież o tym wręcz
marzyłam!
Tak o świcie, wraz z
Barnasiem,
poszła Tina gęstym lasem.
- Oj, naiwna ta płeć
słaba -
myśli sobie lis Barnaba.
- Oto nasza połonina –
pies już szczekać tam
zaczyna.
Proszę się więc teraz
schować,
muszę panią przygotować.
Chwycił teraz za maszynkę
i w mig ostrzygł małą
Tinkę.
- Mam tu kostium bardzo
modny,
elegancki i wygodny.
Eksponują go żurnale –
będzie pani doskonale!
Owce wszystko to
widziały:
- To kreator jest
wspaniały!
Teraz poszli do owczarka:
- Ale z was jest piękna
parka!
Jakiż pan jest elegancki,
i przystojny i
szarmancki!
Owczarkowi już lis
schlebia,
jakby chciał przychylić
nieba.
- Pewnie chcecie pobyć
sami,
więc ja zajmę się owcami!
Ten owczarek podhalański,
jest w humorze dziś
szampańskim.
Dobrze owce tu ochraniał,
lecz przy Tinie wręcz
zbaraniał.
- Niech się stadem lis
zajmuje –
dzisiaj sobie pofolguję.
Już Barnaba w środku
stada,
wszystkim owcom tak
powiada:
- Widziałyście tę modelkę
–
nie są w modzie kudły
wszelkie!
- Długie loki nie są
przecież,
ani ładne, ni kobiece…
Każdy w mieście, na
ulicach
łysą głową się
zachwyca.
Sam zdejmuję swe sombrero
i ostrzygę się na
zero!
- Ściąłem włosy z głowy
rude,
więc kto pierwszy tu na
próbę?
Każdy płaci po trzy
grosze,
a sprzeciwu ja nie
znoszę!
Pierwszy baran z tych
kudłaczy:
- Ja! Bo łysy – mądry
znaczy!
- Może później mój
baranie,
bo pierwszeństwo mają
panie!
- Ciebie, daję tu swe
słowo –
wnet ostrzygę gratisowo.
Musisz pomóc mi w tej
pracy,
by pies nic tu nie
zobaczył.
Ja mu przecież obiecałem,
mieć na oku całą halę.
Ty uważaj na swe owce –
ja strzygł będę za
jałowcem.
Po kolei, każda z owiec,
pędzi szybko za jałowiec.
( Modę zatem, pod tym
względem,
nazywamy owczym pędem! )
Lis w swej pracy jest
misterny,
kłębią się już góry
wełny.
Runo wnet pakuje w worach
–
byle zdążyć do wieczora!
Przed wieczorem, wraz z
worami –
zniknął Barnaś za
chaszczami.
Wełnę sprzedał na
sweterki
i interes zrobił wielki.
Jaki morał z tej afery?
Będę tutaj bardzo szczery:
- gdy wyręczasz się kimś
w pracy –
możesz bardzo dużo
stracić!
To nie koniec bajki
jeszcze:
Mieszka człowiek w pewnym
mieście,
który z lichwy a nie z
pracy,
bardzo szybko się
wzbogacił.
On też nosi się w
chałacie
i ma czarne z wełny
gacie.
A na łysej jego głowie,
jest jarmułka co się
zowie.
Jako lichwiarz
najzdolniejszy,
ma kręcone czarne pejsy.
Ma fabryki i kantory
i majątek całkiem spory.
Kiedy lichwa nuży pana,
ma rozrywkę w
polowaniach.
Raz odwiedził on
Bieszczady
i natrafił tu na ślady.
Ruszył wtedy tropem
świeżym
i w Barnabę wnet
wymierzył.
Chciał lis błagać
biznesmena,
lecz litości bogacz nie
ma.
Pomny Barnaś lisich praw
życie oddał po pif – paf!
Żył raz sobie,
gdzieś w Bieszczadach,
bardzo cwany lis Barnaba.
Wciąż zachował swą urodę
i kreuje nową modę.
Jest to moda – nie od
dzisiaj –
na puszyste czapki z
lisa!
Finał bajki morał niesie:
Lisie prawa są w
biznesie.
- Kto z oszustwa zbiera
żniwa -
ten starości nie dożywa…
W sumie wynik taki z
tego,
że złe prawa
silniejszego!
I dla lisów mam
przestrogę:
Wchodźcie dalej innym w
drogę.
Swoim zbrodniom
pofolgujcie -
kłamcie, jątrzcie i
rabujcie.
Okradajcie swe ofiary -
nikt z was nie uniknie
kary.
Każdy z was jest bardzo
słaby
i podzieli los Barnaby.
Idą na was ciężkie chmury
-
ktoś obedrze was ze
skóry.
Cezary Piotr Tarkowski