piątek, 29 czerwca 2018

KONCERT


KONCERT

           Temat zachowań odbiorców ogromnego huku, wytwarzanego bez powodu i pożytku przez robotników nazywanych IDOLAMI, podejmowali już socjolodzy. Ich mętne tłumaczenia nie wyjaśniają jednak przyczyny, dla której niezrównoważeni psychicznie osobnicy zbierają się do kupy i poddają procesowi trwałego uszkodzenia słuchu. Chorzy nazywani przez socjologów FANAMI są gotowi zapłacić każdą cenę, by pomagać IDOLOM w bezkarnej produkcji barbarzyńskiego hałasu. Pragnę w tym miejscu poinformować, że słowo FAN wywodzi się z łacińskiego FANATICUS – oszalały.
           Kiedy w okolicy gdzie mieszkam rozlepiono afisze zapowiadające popis IDOLI, podjąłem ryzyko osobistego uczestniczenia w imprezie i okresowego przebywania wśród tłumu. Uczyniłem to w celu poddania FANÓW, czyli oszalałych, bezpośredniej obserwacji klinicznej. Nazywanie jednak przeraźliwego ryku koncertem, jest szalbierstwem podobnym do masażu chińskiego kręgosłupa, lub sprzedaży maści na szczury. Koncert bowiem kojarzy się zawsze z muzyką. Treści plakatu nie zrozumiałem, napisy bowiem były zagraniczne. Zespół też wyglądał na zagraniczny, ba, nawet na gości z innej galaktyki. Jednakże IDOLE i FANI porozumiewali się językiem nie wychodzącym poza granice polskich, niekiedy ruskich wulgaryzmów. W parku, gdzie znajduje się muszla koncertowa, zaczęli zbierać się cudacy płci zagadkowej. (To już wynik nowej chazarskiej ideologii gender). Tępe oblicza właścicieli organizmów wypełnionych dopalaczami i innymi substancjami chemicznymi zdradzały POSĘPNICĘ.
             Na wszelki wypadek normalni ludzie (mało tolerancyjni), kończyli spacer i pośpiesznie udawali się do domów. Tylko ci, u których ciekawość zwyciężyła instynkt samozachowawczy zostali, by obejrzeć indywidua, jakich nie sposób nawet znaleźć w muzeum figur woskowych. Na ławce pozostał też miejscowy kloszard, który by zmniejszyć objawy DELIRIUM ALCOHOLICUM, spokojnie spożywał denaturat. Nie interesowało go nic dokoła, poza wytwornym bukietem unoszącym się znad trunku.
            I oto nadszedł czas kataklizmu. Jednocześnie z błyskiem różnokolorowych i silnych świateł (prawdopodobnie ostrzegawczych), rozległ się potężny, przeciągły grzmot. Jakby nad miastem rozszalało się tysiąc burz z gradobiciem. To jeden z „artystów” z przekrwionymi oczami wyrażającymi OBŁĘD, w przybrudzonym podkoszulku, walił co sił w kotły, bębny i talerze. Jako lżejszego stopnia IMBECILLITAS, wykonywał tę prostą czynność do końca. Jednocześnie trzech innych IDOLI, za pomocą gitar, zaczęło wytwarzać ostry hałas, coś jakby cięcie ogromną piłą tarczową, tzw. krajzegą potężnego pnia nabitego gwoździami, z tym, że wielokrotnie głośniej, bo przecież dysponowali potężnymi wzmacniaczami. Ale nagle na widowni rozlega się przeciągły pisk prawdopodobnie FANEK zagłuszający huk silników przelatującego bardzo nisko odrzutowca. Bo oto na scenę wbiega IDOL główny, bożyszcze tłumów. Ubrany jak kat na czerwono, z fioletowo - pomarańczowym kołtunem na głowie, wywołując natężenie SENSORIUM i wzmożone samopoczucie FANÓW, przeradzające się z upływem czasu w STAN KATANONICZNY z podnieceniem psychoruchowym IN PLUS, dający obraz HISTERII KONWERSYJNEJ.
              Potężne głośniki emitują przejmujący wrzask mistrza. Nie wiem czemu obraża się skrzydlate stworzenia, mówiąc o niektórych „ptasie móżdżki”. Przecież ptaki odleciały natychmiast, zostawiając swoje gniazda i dziuple na pastwę ogłuszającego huku, by znaleźć schronienie gdzieś za nieboskłonem. Dostrzegłem też staruszka, który niespodziewanie odzyskał władzę w nogach, odrzucił kule i pomknął na oślep przed siebie, mijając psa, który pierzchał z podkulonym ogonem. Tak wyglądało Jerycho! Tak będzie wyglądał koniec świata?!
             Znowu scena. „Artyści” bez ustanku miotani nagłymi skurczami ciała, łamani w pól przez niewidzialne siły, zaczynają poruszać się po scenie w dziwacznych posuwach i podskokach. Gdyby nie gwałtowne  drgawki i piana na ustach, stwierdziłbym niewątpliwie PLĄSAWICĘ PRZEWLEKŁĄ HUNTINGTONA. Jakby obdzierany ze skóry mistrz wykazywał wszelkie objawy ZESPOŁU SPLĄTANIOWEGO – AMENTII, wyżywając się psychoruchowo. Trzymając oburącz stojak z mikrofonem, biegał po scenie tam i z powrotem, klękał, kładł się i tarzał po deskach estrady, a tłum szalał z podziwu.
             Dopiero teraz dotarło do kloszarda, że park i w zasadzie całą dzielnicę Warszawy nawiedziła klęska żywiołowa. Straszliwy hałas postawił go na nogi. Nagle otrzeźwiał. Uciekając co sił w nogach, gubił torby z puszkami po piwie, łachmany – cały dobytek. Przed „koncertem” obserwowałem kopiec tworzony przez kreta. Teraz przerażone zwierzątko zmieniło kierunek i zaczęło błyskawicznie kopać w kierunku jądra Ziemi.
             Porażający cierpieniem krzyk mistrza łamanego kołem i miotającego wymyślne przekleństwa, zmusił mnie do koncentracji uwagi. Teraz „artysta” w straszliwych konwulsjach tłucze głową w podłogę. Nawet mi się to spodobało. Cóż za ekspresja, jakież poświęcenie dla sztuki!
             Teraz HISTERIA FANÓW przybrała pełen obraz kliniczny ZESPOŁU KATATONICZNEGO w postaci HIPERKINETYCZNEJ. Chorzy na przemian śmieją się i płaczą, skaczą, wyją, tańczą, niszczą wszystko dokoła. A bębnista wali w bębny tak zapalczywie, aż pot zalewa mu czoło. Robi widać na akord.
            Kiedy sparaliżowany i ogłuszony zacząłem rozmyślać o Dniach Ostatnich, dokonał się cud. Stara, głucha jak pień Kabulakowa, która jako jedyna nie uciekła jeszcze z parku, stała na środku alejki uśmiechnięta i powtarzała: „ja słyszę, ja słyszę…”
            W krótkiej przerwie, kiedy IDOLE musieli przepłukać sobie gardła piwskiem i okowitą, zacząłem rozróżniać płeć niektórych FANÓW, bowiem nieszczęsne uczestniczki imprezy podarły na sobie odzież. Spazmatycznie płacząc i piszcząc na przemian, wyrywały sobie włosy, a te ostrzyżone na łyso, drapały pazurami tatuaże. Jedna biedaczka połknęła w afekcie trzy srebrzyste kulki przytwierdzone do języka. Za kilkanaście godzin je odzyska i kulki trafią gdzie były.
            Po przerwie nastąpiła eskalacja huku, wrzasku, łomotu i wycia.
            Muzyka wywołuje w świadomości słuchacza obrazy i fantazje, co jest prawidłową reakcją psychiczną na sztukę. Dlatego oczami wyobraźni widziałem i słyszałem egzekucję Michała Piekarskiego w 1620 r. na rynku Nowego Miasta w Warszawie. Niedoszłego królobójcę szarpano rozpalonymi szczypcami, obdzierano ze skóry, rozrywano końmi. Dopiero po ostatecznym nawleczeniu Azji na pal występ zakończono. Pozostali jeszcze FANI, którzy podnieceni psychoruchowo, w pędzie niszczycielskim zdemolowali park i okolicę. Objawem histerii bywa często mimowolne wydalanie. Ci, którym udało się wstrzymywać do końca, zamienili teraz muszlę koncertową w klozetową.
           Żal mi tylko Kabulakowej.- Nie słyszę, już nic nie słyszę – powtarzała smutno.

Dyżurny Psychiatra Kraju
Cezary Piotr Tarkowski

NA WAKACJE


  NA  WAKACJE!

Kiedy słonko mocniej praży,
     o wakacjach każdy marzy.

Idzie lato, dni gorące-
Zegnaj szkoło! Witaj słońce!

Chcą wyjechać już po zdrowie,
przedszkolaki i uczniowie.
Teraz sobie posłuchamy,
jakie mają letnie plany.

Jurek:
-Ja z siostrzyczką, rodzicami,
wnet nad morze wyjeżdżamy.
Zamieszkamy znów w Juracie,
bo tam mamy małą daczę.

W myślach widzę Bałtyk, plażę
i o złotym piasku marzę
Sztormu się  nie boję wcale,
choć są groźne morskie fale.

-Sztorm wyrzuca skarb z głębiny,
będę zbierał więc bursztyny.
Chcę już poczuć morską bryzę-
pakuj mamo więc walizę!

Krysia:
- Dla maluchów-  morze fajne,
ale dla mnie jednostajne.
Nie ma jak to polskie góry,
gdzie się można wspiąć pod chmury.

    Tam przede mną górskie szlaki,
gdzie wypatrzeć chcę świstaki.
Kiedy znajdę się na szczycie,
może ujrzę też kozice.

Znad pionowych tam uskoków,
dech zapiera od widoków.
Tam kwieciste, górskie hale
i gościnni są górale!

Stasio:
- Ja widziałem już raz góry,
teraz kolej na Mazury.
Z tatą razem, wodnym szlakiem,
popłyniemy hen kajakiem.

Gdy zobaczę tam łabędzia,
to mu zrobię ze trzy zdjęcia.
Ja jak tatuś już potrafię,
zrobić piękną fotografię.

Razem z tatą zamierzamy,
ująć w zdjęciach kormorany,
inne cuda też przyrody,
a więc w drogę- po przygody!

Ela:
-Nasze śliczne zaś miasteczko,
nad czyściutką leży rzeczką.
Mamy latem bardzo fajne
półkolonie parafialne.

Jest tu blisko kąpielisko,
lecz z atrakcji to nie wszystko.
Już się cieszą przedszkolaki,
bo aż będą trzy biwaki.

Będzie z nami ksiądz wikary
i zwiedzimy zamek stary.
Ksiądz gra pięknie na gitarze,
o biwaku wiec już marzę…

Franek:
-A ja nie chcę żadnych wczasów,
bo sam mieszkam pośród lasów.
Tu są grzyby i jagody
i czekają też przygody!

Z chłopakami mamy w planie,
zrobić szałas na polanie.
Teraz w ciepłym, letnim czasie,
będę mieszkać mógł w szałasie.

Też ognisko zrobić mamy,
z pieczonymi kiełbaskami.
W naszej zżytej tu ferajnie,
jest w wakacje zawsze fajnie!

-A więc drodzy przyjaciele-
życzę przygód wszystkim wiele.
Jednak zuchu mój ty drogi,
zapamiętaj te przestrogi:
-Bądź ostrożny w wodzie, w górach,
bo źle kończy się brawura!
-Będziesz pięknie opalony-
kąp się w miejscach dozwolonych!
-Wszystkie miejsca są bezpieczne,
gdy ktoś chroni cię skutecznie!
 
Cezary Piotr Tarkowski

sobota, 23 czerwca 2018

WAKACYJNE MARZENIA


WAKACYJNE  MARZENIA

Każdy cieszy się z nas na to,
że nadeszło wreszcie lato.
I radują się też szkraby –
to początek wielkiej laby!
Już wakacje – czas przygody –
życzę wszystkim więc pogody.

Maciek jedzie nad jezioro,
gdzie żaglówek pływa sporo.
Tutaj wraz ze swoim tatą,
pod żaglami spędzą lato.

Maciuś choć jest jeszcze kajtkiem,
na żaglówce będzie majtkiem.
Jest dla chłopca szczytem marzeń,
aby zostać wnet żeglarzem.

Ania będzie w pięknych lasach
u rodziny, jak na wczasach.
Las jest bardzo malowniczy,
a jej wujek jest leśniczym.

Ania marzy o jagodach
i rozlicznych tam przygodach.
Będzie chodzić na wycieczki
wzdłuż przepięknej, leśnej rzeczki.

Adaś jedzie z rodzicami,
by zachwycać się Tatrami.
To taternik jest morowy,
chce wejść nawet na Kasprowy!

Gratka to nie byle jaka,
by zobaczyć tam świstaka;
lecz marzeniem jest Adasia –
spotkać w Tatrach gdzieś harnasia.

Magda spędzi lato skromniej –
jedzie z dziećmi na kolonie.
Te kolonie są w Niechorzu –
będą kąpać się tam w morzu.

Madzia marzy już o plaży,
pragnie się na słońcu prażyć.
Gdy zabraknie słonka blasku,
to zbuduje zamek z piasku.

Grześ wakacje spędzi w domu.
Czasem marzy po kryjomu,
by wyjechać sobie gdzieś,
lecz jest piękna jego wieś.

W żniwa będzie bardzo fajnie,
jeździć z tatą na kombajnie.
Można również godzinami,
pływać w stawie z chłopakami.

Już wakacje są za pasem.
Uważajcie wy tymczasem,
bo też w miejscach dla was nowych –
łatwo ulec wypadkowi…
I nie wchodźcie bez opieki
do jeziora i do rzeki!

Cezary Piotr Tarkowski

PCHŁA TURYSTKA

    PCHŁA  TURYSTKA   W Sandomierzu pchła mieszkała. Kiedyś sobie pomyślała, że jej wcale nie zaszkodzi, gdy odwiedzi ciotkę w Ł...